Zdaję sobie sprawę z tego, że perfumy Jennifer w końcu pozbawiono nazwy Lolavie, a opatrzono nazwiskiem aktorki. Jednak uważam, że to wielka szkoda, bo nazwa Lolavie wydaje mi się urocza i na pewno bardziej odkrywcza niż imię i nazwisko. Jennifer została zmuszona do zmiany nazwy ze względu na to, iż przypominała ona za bardzo Lolę Marca Jacobsa.
Odkąd tylko usłyszałam, że Jennifer planuje wydanie swoich perfum, wiedziałam, że muszę je powąchać. Czekałam aż pojawią się w Polsce, doczekać się nie mogłam. Niestety pachnidło Jen nie odniosło sukcesu i do Polski nie trafiło, nie słychać aby to miało ulec zmianie. Na próżno szukać „rozwiniętej” recenzji tych perfum i zastanawiałam się dlaczego zostały tak chłodno przyjęte. Udało mi się kupić próbkę i potestować… I już wiem dlaczego.
Producent i sama Aniston obiecywali, że zapach będzie przywoływał wspomnienie plaży, zapach piasku, morza i całej plażowej atmosfery. Coś w tym jest.
Nuty zapachowe:
Nuty głowy: cytrusy, róża
Nuty serca: jaśmin, fiołek, lilia
Nuty bazy: piżmo, drzewo sandałowe, ambra.
Jennifer zaprasza nas na plażę, na której nie znajdziemy plagi rozleniwionych ludzi, zapachu olejku do opalania, ani też widoku poparzonej od słońca skóry. Jest bardzo cicho, spokojnie, może nawet wietrznie. Dokładnie tak jak przedstawia reklama perfum. To plaża do spokojnego spaceru, gdzie pachnie jaśmin i ambra.
Początek jest bardzo świeży i cytrusowy. Nie czuję w nim żadnej róży, za to od razu wiadomo, że jaśmin będzie dominował. Jest wszędzie i jest go dużo. Właśnie z tego powodu zapach w ogóle nie rozwija się na skórze, ciągle jest taki sam. Po około dwóch godzinach na skórze zostaje tylko lekkie wspomnienie jaśminu i ambry. Po trzech godzinach Jennifer znika. Wydaje się, że gdzieś jeszcze jest… Mniej więcej tak samo jak niektóre osoby czują zapach morza w muszelkach przywiezionych z wakacji. Bardziej by się chciało żeby pachniały…
Zapach jest bardzo płaski, wyjątkowo nietrwały. Mało tego, w swojej kolekcji posiadam zapach, który pachnie bardzo podobnie. Jest nim
Harajuku Lovers Sunshine Cuties Baby(o którym pisałam
tutaj). Z tym, że
Baby jest bardziej trwały, ma wiele więcej do zaoferowania i jest tańszy.
Niestety, ale Jennifer musi wprowadzić na tą swoją plażę coś ciekawego. Mam nadzieję, że to nie są jej ostatnie perfumy i następnym razem się uda.
Tagi: Jennifer Aniston, Recenzje, Strefa Gwiazd