Blog o perfumach. W oparach popkultury.

Burberry – My Burberry

Edpholiczka + Burberry = Całkowite nieporozumienie

Nie potrafię pokochać żadnego zapachu tej marki. Lubię Brit, podoba mi się wersja Rhythm. To by było tyle. Body to dla mnie absolutny koszmar, wszystkie inne, które poznałam są dla mnie wybitnie sztuczne, nieprzyjemne i mydlane (w zły sposób).

Kiedy przeczytałam o My Burberry – perfumach, które błagają by je pokochać, byłam bardzo sceptyczna. I wiecie co? Kocham moją intuicję – prawie nigdy nie zawodzi. Już sama idea zapachu usiłującego oddać zapach trenczu, deszczu i skąpanego ulewą ogrodu jest dla mnie podejrzana. Dlaczego? To wszystko budzi we mnie negatywne skojarzenia. Od razu wyobrażam sobie przemoknięte do suchej nitki ubrania i próba przetrwania w nich najbliższych godzin, zanim będę mogła się wykąpać i wskoczyć w suche, ciepłe ubrania. Nienawidzę uczucia towarzyszącego noszeniu mokrych ubrań. Od razu przypomina mi się koncert Eltona Johna, który miał miejsce na stadionie, podczas hojnego oberwania chmury i agresywnej burzy, a następnie 7-godzinnej podróży nocnym pociągiem TLK. Gdyby w My Burberry było coś z Eltona Johna (choćby trochę cekinów…) to byłoby dobrze, mogłabym to przetrwać bez uszczerbku. Ale tutaj jest tylko ten okropny deszcz. I  nie pomoże duet Cara&Kate. To takie prawdziwe Mission Impossible.

My Burberry to woń lekka, ale usiłująca skraść uwagę użytkownika. Nie ma w niej nic nadzwyczajnego – pachnący groszek i bergamotka, trochę kwiatów i cytrusów… Są zroszone frezje i zmutowane geranium, ale to wcale nie polepsza sytuacji. Ten zapach jest po prostu do bólu nudny i nijaki. Nosząc go, czuję się jakbym stała boso w kałuży. Nie znajduję w nim nic ładnego ani pozytywnego.  Woda, zapach mokrych ubrań schnących na ciele, pociąganie nosem i powracające jak bumerang pytanie „dlaczego nie wzięłam parasolki?”

Po około 20 minutach pojawia się mydlana, bezbarwna róża połaskotana paczulą. A samej paczuli tutaj raczej nie ma, nie chciało jej się wystąpić na mojej skórze. Mydlany, wodnisty tworek-potworek przeciąga się na mojej skórze przez 4 godziny i znika. I choć nie ma po nim śladu, to od razu muszę wskoczyć pod prysznic… Jakby mi było mało wody!

PS: Testowałam ten zapach 3 razy, żeby upewnić się, że nie wyrządzam mu krzywdy… Specjalnie dla Was 🙂

zdjęcia via: youtube.com & vogue.co.uk

Tagi: ,

Podobne wpisy