Blog o perfumach. W oparach popkultury.

Perfumowe zauroczenie tygodnia #22


Od ostatniego wpisu z tej serii zdążyłam się zakochać w wielu zapachach. Będzie ich pewnie z 30. Żeby całkowicie Was nie zanudzić, wybrałam te, które najbardziej zasługują na recenzje. I jeśli dobrze pójdzie, to wszystkie się swoich pięciu minut na blogu doczekają.

Sahara Noir Toma Forda to perfumy nadzwyczajnie piękne. Jest w nich wszystko, czego można spodziewać się po Fordzie – wyrazistość, wysoka jakość i spektakularne nagłośnienie. Sahara Noir jest jak kadzidlana orkiestra. Wszystko w niej jest idealnie spójne i przećwiczone, każdy z dźwięków jest przejmujący, ale nie obezwładniający. Głównymi nutami zapachowymi są kadzidło, benzoes, labdanum, ambra, cedr, wosk pszczeli… I wiele innych. Trwałość i moc zapachu jest spektakularna, ale ja (zadziwiająco) widzę siebie w nich raczej latem. Czyżbym dojrzała do doceniania kadzideł w wysokich temperaturach?
Zakochałam się w tych perfumach za sprawą mojego męża, który stwierdził, że ten zapach jest genialny. Dał mi nawet zadanie znalezienia mu czegoś podobnego, ale bardziej męskiego.  Wyzwanie przyjęte!

Największą miłością, która zakończyła się bardzo szybkim kliknięciem flakonika jest Baiser Vole Essence de Parfum. Klasyczne Baiser Vole EDP uważam za perfumy szalenie piękne i kobiece. I kiedy potrzebuję czegoś klasycznego, ale nieskomplikowanego, to sięgam właśnie po nie (poziom soczku w próbce złośliwie sięga dna, czas pomyśleć o flakonie). Kocham wanilię w niemal każdym wydaniu i mam wrażenie, że na mojej skórze pachnie wybitnie dobrze (żeby nie było, że popadłam w samouwielbienie – magnolia i lotus często pachną na mnie jak spocona pacha). I dlatego właśnie Essence w ciągu 20 minut zdobyła moje serce i muszę kupić co najmniej 3 dodatkowe flakony (czekam na zamówione 40ml). Ciepła wanilia – lekko piaskowa i wytrawna, ale momentami muffinkowa, deserowa w połączeniu z lilią (w całej okazałości – od stopy po głowę) w pełnym rozkwicie – to dla mnie zapachowe niebo. Mogłabym zamieszkać we flakonie tych perfum.

Kolejnym hitem, którego muszę dołączyć do mojej kolekcji jest biały bielusieńki Aromatics in White od Clinique. Często narzekam na połączenie róży z paczulą, bo wypada albo przerażająco sztucznie, albo słodko do bólu. Z przypadku Clinique efekt jest świetny. To taki elegancki, zmysłowy zapach, który całkowicie pochłania moją uwagę. Mam wrażenie, że te perfumy stworzone zostały z myślą o kobietach dojrzałych, sama przypisałabym je mojej babci (a to największy komplement jaki perfumy mogą ode mnie otrzymać). Aromatics in White to zapach ponadczasowy, z pięknymi akordami balsamicznymi, przyprawowymi… Pełno w nim klasy i bogactwa. Dla mnie absolutny must-have.

Nie byłabym sobą, gdybym nie wspomniała o słodziakach. W mój nos wpadła nowość od Lancome Tresor La Nuit, która bardzo mnie urzekła. Nie jest nawet w połowie tak dobra, jak La Vie Est Belle, czy Hypnose, ale przyśpiesza bicie serca wystarczająco by rozejrzeć się za flakonem. Ich otwarcie jest syropiasto-jaskrawo-słodziuchne, ale cała reszta jest bardzo przywoita. Głównymi nutami są pralinki, liczi, paczula i orchidea. Na mojej skórze pachnie trochę jak Dolce & Gabbana The One Desire porażone prądem.

Drugim słodziakiem, który bardzo mi się spodobał – nawet bardziej od nowego Tresora – jest Manifesto w wersji L’Elixir. Kiedy recenzowałam wersję Eclat spotkałam się z sugestiami, że powinnam sprawdzić Elixir, bo na pewno bardziej mi się spodoba. Prawda. Manifesto w wersji edp przemienione w słodziutki budyń i wysokiej jakości tort z waniliową masą… A to wszystko zaserwowane na skórze i utrzymujące się na niej przez co najmniej 8 godzin. Istna uczta!
A w nutach zapachowych najgłośniej pobrzmiewają wanilia i heliotrop. Zgłodniałam!

foto 1 via fragrantica.pl; foto 2 via avanti24.pl; foto 3 via fragrantica.com; foto 4 via fragrantica.pl; foto 5 via  parfumo.net

A jakie perfumy ostatnio Was zauroczyły?
Czekam na Wasze wyznania, wiecznie poszukuję inspiracji.

Tagi: , , , , , ,

Podobne wpisy