Blog o perfumach. W oparach popkultury.

Balenciaga – Rosabotanica

Nie podchodzę do perfum zielonych i świeżych nie tylko dlatego, że zwyczajnie preferuję mocniejszy kaliber. Tak często perfumy z tej kategorii są miałkie i nudne albo układają się na mnie w zapach potu, że zwyczajnie tracę do nich entuzjazm. Wyjątek muszę zawsze zrobić dla marki Balenciaga. Żadne z perfum z tego domu nie były porażką, a wręcz przeciwnie. Balenciaga szanuje konsumenta, podobnie jak Cartier. Ich zapachy nie są na pewno wyzywające i powalające na kolana, ale oferują dobrą jakość i ciekawe podejście do tematu.
Powinnam pewnie zacząć od perfum Florabotanica, ale to zostawię sobie na inny moment. W maju postanowiłam sobie, że wyjdę ze strefy komfortu i zanurzę się w różanych perfumach. Po poznaniu Aramis Calligraphy Rose miałam ochotę porzucić jakiekolwiek próby zalecania się do róży, bo w tych perfumach jest ona idealna i dokładnie taka, jaką lubię.

Rosabotanica to zapach zielony, jasny i świeży. Jest jak kąpiel w źródlanej wodzie w towarzystwie olejków o woni gorzkiej i słodkiej. Różne aromaty przegryzają się nawzajem, zabarwiają się, przybliżają się do siebie i łączą w sposób niewymuszony i niewyreżyserowany. Brawo!

Rosa to przede wszystkim wyrazista zieleń pyszniąca się swoją soczystością w słońcu, otulona hiacyntowym oddechem. Gorzkie petitgrain i liście figi tworzą akord zielony i rześki, momentami niemal mentolowy. Potrafią pobudzić jak skok do zimnej wody, przy tym zachowują się całkiem spokojnie, potrafią ukoić. Nie jest to świeżość irytująca i oczywista, ale taka przemyślana – petitgrain często potrafi popaść w różany ton, i właśnie w tej kompozycji wprowadza nas do serca zapachu.

Królową jest oczywiście róża. Pozuje raczej naturalnie i podbija ją jaskrawo żółty grejpfrut. To taka niewielka, ale napuszona różyczka – słodka i urocza, ale nie do końca dziewczęca, bo w charakternym towarzystwie. Olfaktoryczna chłopczyca z niej. Na około niej unosi się odurzający pył, który szybko okazuje się być różowym pieprzem. To tylko taka buńczuczna przykrywka, nasza bohaterka potrafi też być ciepła i czuła, znakiem tego może być zapach kardamonu, który czuć przy bardzo bliskim przytuleniu się do niej (a może to jakiś trik, by dodać sobie lat, wydawać się kimś poważniejszym?). Tak czy inaczej – wszystko co jej towarzyszy jest śliczne – jej maska i to co pod nią kryje.

Docierając do bazy czuję raczej ogólnikowe drzewne nuty umorusane ambrą, momentami trochę cedru. Nasza róża nie ma nic przeciwko, by wspiąć się na drzewo, a potem przed przypadek z niego spaść i wytrzeć zabrudzone ziemią ręce w  sukienkę. W tle całkiem wyraźnie maluje się wetiwer i paczula – kolejne młodzieńczo pachnące towarzystwo Róży. Przyznam jednak, że nie ma tutaj żadnych bójek i kłótni (a może chwilami by się chciało), nasza chłopczyca jest całkiem ułożona. Od początku pachnie w jednym tonie, jest konsekwentna. Trudno powiedzieć, żeby była niezdecydowana. To po prostu ciekawa i oryginalna kobietka, która wyrośnie na wartościową kobietę. A jej towarzystwo nie ma na nią wpływu – nie zepsuje jej ani nie naprawi. Ona lubi siebie za bardzo, by ulegać innym.

Rosabotanica pachnie bardzo ciekawie i zbiera wiele komplementów. Prezentuje dobrą trwałość przez około 7 godzin. To perfumy świeże, ale oryginalne. Nie pachną szalenie odkrywczo i awangardowo. Będą idealne dla kogoś, kto lubi się wyróżniać i pachnieć inaczej, ale bez nakładania zbędnych teatralnych atrybutów. Coś wspaniałego na wiosnę i lato, serdecznie polecam.

foto via douglas.de

* post sponsorowany

Tagi: ,

Podobne wpisy