Blog o perfumach. W oparach popkultury.

Thierry Mugler – Angel Eau Sucree 2015


W mojej kolekcji perfum znajduje się kilka perełek. Część z nich „muszę mieć”, inne oszczędzam, chowam przed moim zachłannym nosem. Są też takie, które do niej trafiają i stoją – czekają na lepsze, bardziej sprzyjające im czasy. Czasami trafia do kolekcji zapach, którym po prostu chciałabym cały czas się oblewać. Ostatnio było tak z Baiser Vole Essence de Parfum, a najświeższą perłą jest dla mnie Angel Eau Sucree.

Perfumy te dostałam w prezencie rocznicowym od męża (kto śledzi moje poczynania na Instagramie ten już wie) i zastanawiam się, czy to nie jest najlepszy flakon, jaki kiedykolwiek mi podarował. Trochę ich było… Ale koniec prywaty – czas na Sucree.

Nie zamierzam opisywać flakonu – jest tak piękny, że zapiera mi dech. Dlatego właśnie zamiast wypisywać OMG i inne tego typu jęki, zrobiłam flakonowi zdjęcia.

W kwestii porównań do Eau Sucree 2014 – nie zamierzam takich dokonywać. Wersję z zeszłego roku nosiłam tylko kilka razy i to właśnie rok temu. Sądzę, że jest między nimi jakaś różnica, ale nie o tym w tym wpisie. Jeśli będę miała wersję poprzednią, to wtedy napiszę jej recenzję i dokonam krótkiego porównania. A teraz przejdźmy do sedna.

Angel Eau Sucree to perfumy genialne. 

Będę swojego bronić i nie zmienię zdania. Owszem – nie mają wiele wspólnego z legendarnym Angelem. Ale czy to czemuś przeszkadza? Mnie nie. Mugler zabrał Angelowi paczulę, a dał jej więcej cukru i tym samym na świat przyszła Anielica, którą z wielką przyjemnością można nosić nawet w największe upały*. Noszenie tych perfum to czysta przyjemność. Są lekkie, świeże, orzeźwiające, ale przy tym kusząco słodziutkie i trwałe. Tak często narzekamy na trwałość perfum, które wypuszczane są na sezon wiosna/lato, prawda? A tutaj nie można narzekać.

Eau Sucree jest przyczepione do skóry, ale lata na około niej, ciągle roztaczając przyjemną mgiełkę. To tak jakby wejść w powietrze otaczające bezy i watę cukrową, ale jakimś cudem orzeźwione zapachem czegoś niezwykle świeżego – jak schnące pranie, ale bez nutki detergentów. Nie umiem tego opisać. Przez około 7 godzin ciągle czuję, że mam na sobie perfumy i rzeczywiście mogę się nimi cieszyć. I dla takich zapachów się żyje. A sama kompozycja również długo żyje na skórze – około 10 godzin w upalne dni. W te chłodniejsze około 12 godzin.

A jak Eau Sucree pachnie? (budowanie napięcia jest dramatycznie niezamierzone…)

Zaraz po aplikacji na skórze czuję cień paczuli. On bardzo szybko znika. Tak jakby na powitanie pocałunek pożegnalny złożyła na moich ustach klasyczna Anielica. Ona znika i zostawia miejsce dla swojej młodszej siostry. Pojawia się kwaśna nutka owocowa – to pewnie są czerwone jagody. W oficjalnym spisie nut mamy też sorbet. A ja bym powiedziała, że to beza od razu roztacza słodkie chmurki, które wypuszcza prosto pod mój nos. Wyobraźcie sobie zapach bezy, ale nie taki obezwładniający i duszący – jest w niej coś niezwykle lekkiego i magicznego. Naprawę – mam wrażenie, jakbym latała na słodkiej chmurce w przestworzach (może oglądam z córką zbyt dużo bajek – nie wykluczam).
Jest tutaj też miejsce na karmel, który wraz z rozwojem kompozycji staje się coraz bardziej płynny, ale nigdy się nie rozpływa, nie traci kontroli nad swoją formą. Nie ma tutaj mowy o przesadnej ekspansji tego całego cukru. Eau Sucree przy swojej cukrowej naturze wciąż zachwyca swoją lekkością. W bazie tego zapachu jest dużo wanilii i trochę paczuli. Wanilia jest raczej deserowa, a paczula potulna i wycofana. Wraca do głosu po kilku godzinach od otwarcia zapachu, ale nie czuje wielkiej potrzeby prezentowania swojej mocy. Chyba podoba się jej rola odpoczywającej weteranki. Wiecie co? Eau Sucree to taka paczula na wakacjach.

I dobrze, niech ta Anielica rządzi naszymi zmysłami cały rok, a w wakacje niech odpocznie, dając pole do popisu Eau Sucree. Czekam na każdą kolejną odsłonę tego zapachu i chyba będę od teraz kupować każdą flaszkę.

Dla takich pachnideł żyję, wącham i piszę. Koniecznie przetestujcie!

*Nie mam nic przeciwko noszeniu klasycznej EDP w lato. Jednak sama raczej tego nie robię a nieraz miałam na to ochotę. Wtedy sięgam po wymęczoną odlewkę EDT.

Tagi: ,

Podobne wpisy