Blog o perfumach. W oparach popkultury.

Lolita Lempicka – L de Lolita Lempicka (sprzed i po reformulacji)

l-de-lolita-lempicka-edpholiczka

L de Lolita to perfumy (niestety) wycofane z produkcji. Poznałam je niedługo przed tym, kiedy informacja o uśmierceniu zapachu rozeszła się wśród perfumoholików. I powiem szczerze – było mi ich szkoda, ale specjalnie nie żałowałam. Bo wydawały mi się takie kwaśne i cierpkie, momentami gorzko – słodkie. Nie rozumiałam wtedy rozpaczy setek osób, które opłakiwały idealny soczek, perfekcyjne małżeństwo wanilii z cynamonem. Gdzie tam  cynamon i wanilia blisko siebie, skoro one się nawet dotknąć nie mogą przez tę zgorzkniałą pomarańczową nutę? A gdzie tu mowa o małżeństwie, i to dobrym i zgodnym?

Całkiem niedawno przy jednej z wymian dostałam próbkę starej L (sprzed zmiany formuły) i powiem Wam, że łzy same cisnęły się do oczu. TO ZAPACH IDEALNY.

Pierwsza wersja L (ciemny, brązowy płyn) nie ma wiele wspólnego z tą, która wypłynęła po reformulacji (jasno niebieski płyn). Stara L to słodziutki cynamon i wanilia, pachnący niczym ciasto, coś błogiego, ale wyważonego. Pachnie jak spokój, radość i beztroska. Nowa L to dość drętwy i nieprzystępny zapach, który mimo, że mi się chwilami podoba, to znając jego pierwowzór mam ochotę go roztrzaskać. Kocham wanilię, uwielbiam cynamon, a w perfumach L de Lolita łączą się idealnie tworząc zapach, w którym mogłabym się kąpać. I on już jest utracony.

l-de-lolita

L de Lolita sprzed

Niebo. Wita mnie miękki, piaskowy zapach wanilii, która bardzo kocha cynamon i czule go obejmuje. To cynamon ciasteczkowy, pachnący cukrem i ciepłym piekarnikiem. Czuję tutaj zapach atmosfery, która panuje w kuchni, gdzie mama piecze dla dzieci ciasteczka. Dzieci przyglądają się im, odliczają minuty i nie mogą doczekać się, aż będą mogły je zjeść. W powietrzu czuć szczęście i domowe ciepło. Cierpkość gorzkiej pomarańczy jest bardzo zamazana, tli się daleko w tle i próbuje dodać kompozycji mocy. Nie pozwala jej popaść w nudne tony cukiernicze. Nie wyczuwam tutaj nic poza wanilią, cynamonem i skórką pomarańczy. Co innego po czasie, po kilku godzinach zjawia się słodka, jakby piaskowa para – sandałowiec z tonką. To druga udana para w tych perfumach, choć nie gra tak ważnej roli jak wanilia z cynamonem.

I tak jest słodko, ciepło, błogo… Ja czuję się jakbym latała ma chmurce zrobionej z ptasiego mleczka w krainie, która nie zna zmartwień. Tak chcę pachnieć, te perfumy muszę mieć. Innego wyjścia nie ma. Okazuje się, że to perfumy, które mogłabym zaliczyć do mojego waniliowego top 5.

L de Lolita po

Kwaskowaty zapach bergamotki uderza po nosie, by przygotować nas na bardzo intensywne doznanie – spotkanie z gorzką pomarańczą. I tutaj wyłania się taka syntetyczna, niezdrowo plastikowa nutka, a raczej może akord, w którym czuję nieśmiertelnika i wanilię. I przypomina mi to chwilami specyficzny zapach pociągu, który odnalazłam w Joop Le Bain. Nie, nie podoba mi się to za bardzo. Na szczęście, chwilkę później jest już lżej, a Lolita nie przypomina mi żadnego pociągu ani też smacznego kąska. Tutaj czuję niezgrabne piżmo, z mocnym cynamonem, trochę tonki. Mówiąc szczerze, to nie ma tutaj dla mnie nawet cienia tego, jak ten zapach prezentował się wcześniej. To największa masakra reformulacyjna jakiej doświadczyłam. Coś okropnego!
Te perfumy nie są wcale złe. Gdybym nie wiedziała, że wcześniej były inne, to oceniłabym lepiej. Niestety, ale już o wiele lepsza jest L Coral Flower (którą mam w kolekcji), która jest lekka, morska, cytrusowa. Przy tym jednak potrafi być ciepła, kobieca i przystępna.

Jeśli chcecie potestować nową wersję, próbki są jeszcze do kupienia/wymienienia. Nabycie starej wersji L jest również możliwe, ale dość kosztowne. Trzeba obserwować aukcje i czekać.

Lolita ad via: imperialparfum.com

Tagi: ,

Podobne wpisy