Blog o perfumach. W oparach popkultury.

Paczulowy stalking, „nie-perfumy” i marazm

edpholiczka co slychac

Zamiast narzekać, jak to życie wchodzi mi w drogę i użalać się nad sobą na Fanpejdżu, postanowiłam zrobić to tutaj. 😉 A tak na poważnie – ostatnio różne obowiązki i filozofowanie odciągają mnie od pisania dla Was. Sprawy różne – rodzina, mamusiowanie, utrzymywanie względnego porządku w domu i życiu… Pewnie to znacie i nie jest to dla Was dziwne. Jeśli czytacie mnie od dłuższego czasu, to pewnie wiecie też, że kiedy nie mam możliwości pisać z entuzjazmem i przekonaniem, to nie piszę wcale. A dla mnie 3-4 dni bez wpisu to już jest powód do niepokoju i samozdyscyplinowania siebie. Czemu? Pewnie dlatego, że uwielbiam to, co robię.

Kiedy dopada mnie życie, to w wolnych chwilach (a tych mam tak niewiele, około godziny, może dwóch w ciągu dnia) zaszywam się w domu i pochłaniam litry kawy i herbaty, wmasowuję w siebie całą masę kremów i psikam na siebie litry perfum. Jak widzicie – stawiam na nawilżanie szeroko rozumiane. 😉 Spójrzcie tylko na powyższe zdjęcie – moja maleńka dłoń, która rozmiarem dorówna dłoni 12-latki, wygląda tutaj jak wielka i zachłanna łapa obściskująca filiżankę w obawie przed utratą jej zawartości. Co ja bym zrobiła bez kawy? To moje ulubione placebo!

Stalking w moim wydaniu.

Zostałam pożarta przez niszę. Przeczesuję wszystkie marki w poszukiwaniu zapachów z nutą paczuli. Dzisiaj np. pachnę Patchouli Leaves i mój mąż już zdążył powiedzieć, że pachnę „stinky”. Jak dobrze, że On kupuje mi tyle perfum, bo inaczej mogłabym się pogniewać! 😉 A tak na poważnie – szukam tej paczuli idealnej, a na razie upatruję jej w Patchouli Reminiscence, o której pisałam dla Was kilka dni temu. Przede mną lepsze testy wielu pachnideł i zaczynam się obawiać, czy ten temat mnie nie zmęczy. Im ta paczula brudniejsza, mniej słodka, tym dla mnie lepiej. I niech tam, będę pachnieć jak brudas! Coś w tej paczuli jest, że zawsze pachnie znajomo, ale w każdym pachnidle zaklęto ją inaczej. Muszę ją poznać, tak dobrze, jak tylko się da!

Julietka.

Tyle razy z dumą opowiadam o tym, że nie mam swojego signature scent, że to przeżytek, że już mam tej śpiewki dość. Wewnętrzne instynkty ślubowania miłości i wierności ukochanym zapachom  mówią mi, że powinnam któremuś z moich ulubionych pachnideł się oświadczyć. Do tej pory nie było takiej możliwości. Cavalli zbyt w stylu Peggy z Świata według Bundych, Gucci Eau de Parfum zbyt „golasowy”, Shalimar zbyt dostojny i niedzisiejszy… I wreszcie trafiłam na coś, co mogłoby ubiegać się o tytuł mojego zapachowego podpisu. Juliette has a Gun – Not a Perfume. W tych perfumach jest wszystko co dobre – czyli po prostu ambroxan. Otulając się tym zapachem czuję się, jakby ktoś przykleił mnie do słońca, włączył jakąś dobrą piosenkę i obiecał mi pracę dla Michaela Scotta z serialu The Office. Not a Perfume to ciepło i kobiecość, ale bez przesady, bez spoufalania się. To perfumy dla divy w wieczorowej sukni i dla dziewczyny w potarganych boyfriendach i białej koszulce z napisem „I don’t care”. Kocham te perfumy i mogłabym je nosić codziennie, przy każdej okazji. Gdybym miała signature scent wskazać, to niech to będzie właśnie ta Juliette. Na razie.

edpholiczka not a perfumeBez komentarza

A co z tym marazmem?

Kiedy porządnie ogarniam sprawy życiowe, to zazwyczaj oznacza, że zapachowe kwestie schodzą na drugi plan. I tak oto nagminnie wychodzę rano z domu bez żadnego zapachu (!). Po wyjściu sobie o tym przypominam i stwierdzam, że to dobrze, bo nos musi odpoczywać. To wszystko prawda, ale ile można? Jeśli już coś przypomina mi o tym, że nie użyłam perfum, to sięgam po Pomelo Paradis albo Nerolia Bianca. Świetne pozycje, ale przecież żadne pachnidło nie chce mieć miana „z braku laku”. Ot, takie moje wygodnictwo, pójście na łatwiznę. Porą wieczorową mam już zazwyczaj przemyślaną strategię i chcę pachnieć wszystkim na raz. W efekcie sięgam po jakąś paczulkę, albo Not a Perfume. I dobrze mi z tym, tak właśnie lubię pachnieć. Ale nie myślcie, że wystarczy rzec „i żyli długo i szczęśliwie”! Nie jest to takie proste, bo już nadchodzą kolejne zachcianki. Uwielbiam zapach kadzidła i mirry i bez zastanowienia dam się wciągnąć w kolejne nuty zapachowe. Czuję, że moja ciekawość poznawcza ożyła, że tak wiele chcę i mogę. Na szczęście to nie tylko słodkości, Shalimar i Gucci Eau de Parfum pachną dobrze! 😉

edpholiczka guerlain nerolia

A co słychać u Was?
O czym chcecie poczytać? Czego brakuje Wam na blogu?

Tagi: ,

Podobne wpisy