Perfumowe zauroczenie tygodnia #29
Ostatni wpis z tej serii popełniłam w lipcu i przerwałam z powodu porządków w kolekcji. Nieco inaczej zaczęłam do zauroczeń podchodzić. Po prostu trudniej zapachom uzyskać status zauroczenia. Można rzec, że zrobiłam się bardziej wymagająca. Przedstawiam Wam moje ostatnie zauroczenia, które długo posiedzą na wishliście, zanim wejdę w ich posiadanie. Jeśli w ogóle założymy, że wejdą na wishlistę. 😉
Oto moje ostatnie miłostki!
MDCI – Les Indes Galates
Patrząc na flakon, to nawet bym pewnie po niego nie sięgnęła, mój radar by go nie wykrył. W perfumerii Quality zapach ten dostępny jest w innym flakonie, który podoba mi się zdecydowanie bardziej. Ale skończmy z powierzchownościami. W środku tej flaszki kryje się zapach tak piękny, bogaty i zapierający dech, że chyba zacznę na niego odkładać. Cynamon, goździki, wanilia, benzoes i przepiękne owoce – mieszanka malin i pomarańczy w kadzidlanym dymku.
Maison Francis Kurkdjian – Grand Soir
Nie jestem zachwycona ostatnimi dziełami Kurkdjiana dla mainstreamu – mam wrażenie, że albo ktoś mu narzuca, że ma robić coś słabego, ale jemu się po prostu nie chce. Na szczęście własnej marce oddaje całe serce i można je poczuć w Grand Soir. To taki ciepły i bursztynowy zapach z wanilią, ale bez dosłownej słodyczy. Masa tonki, labdanum, słodkawej lawendy i benzoesu czyni ten zapach balsamicznym i szlachetnym. To wanilia w wersji grown up, o wyjątkowo dojrzałym i wieczorowym charakterze. Bestia w kwestii trwałości.
The Different Company – Pure eVe
Pure eVe to perfumy o zapachu czystego pudru z dość puchatą nutą słodyczy. Od razu ujęła mnie swoją miękkością i przytulnością. To zapach łatwy i nieskomplikowany. Piżmo, słodkie migdały i mimoza. Prosto, pięknie, łatwiutko. Czego się obawiam? Jest chyba nieco zbyt łatwo. Ten zapach zaczyna mi się nudzić już przy trzecim podejściu – to chyba trochę za wcześnie. Ale jeszcze nie przekreślam, utrzymuję , że to zauroczenie. 😉
House of Sillage – Love is in the air
Udało mi się w tym miesiącu poznać dwa zapachy od House of Sillage – do tej pory były dla mnie zagadką. Przetestowałam Cherry Garden, które mnie rozczarowało, a drugi – Love is in the Air – okazał się czymś naprawdę wyjątkowym. To taki świetlisty jaśmin prosto z bajki. Mogłaby nim pachnieć jakaś wróżka z filmów Disney’a, którą każda mała dziewczynka zostać, jak dorośnie. Wielgachne śliwki rozmiaru arbuza, paczula i cytrusowe różyczki. Nie dałabym za te perfumy 1600 zł, ale jakbym dostała w prezencie, to z chęcią zamieniłabym się w tę wróżkę. 😉
Kerosene – Unknown Pleasures
Co do tego zapachu nie jestem jeszcze pewna, bo ma cytrynowe otwarcie, które mnie dość mocno drażni, nie pozwala mi się skupić. Na szczęście z czasem cytryna się łagodzi i wskakuje do herbaty Earl Grey z miodem, do tego dochodzi karmel, słodziuchna wanilia i … zapach wafelka od loda (dosłownie, ta nuta jest podana w spisie nut). To szalona, intensywna i bardzo trwała przejażdżka po jednej z najdzikszych herbaciarni w historii perfum. Polecam tylko fanom słodyczy. Sama miłość do herbaty może nie być wystarczająca.
Maria Candida Gentile – Noir Tropical
Wanilia z rumem. Bardzo dooobra wanilia z rumem. I migdały. Trzeba mówić więcej? 😉
DSQUARED2 – Want Pink Ginger
Byłam zachwycona pierwotnym Want, więc moje zauroczenie wersją imbirową nie jest dla Was zaskoczeniem. Tutaj wanilia jest na drugim planie, z przodu jest drzewno -imbirowa nuta. Dość ciekawa i nie taka prosta, niech korek flakonu Was nie oszuka – to wcale nie jest zapach gumy balonowej. Want Pink Ginger to niezłożone, ale niejako ambitne pachnidło o wyjątkowo dobrej trwałości. Jak dam radę, to napiszę recenzję.
Zara – Tobacco Collection Rich Warm Addictive
Największą niespodziankę zostawiam na koniec. Moja Czytelniczka Lucyna podesłała mi masę zapachów do testów. Wśród nich znalazłam sampla z podpisem „niespodzianka”. Psiknęłam z ciekawości i byłam zachwycona. Soczysta mięsista wanilia, czekolada i ciepło jakiego spodziewałam się tylko w mało popularnej niszy. I Lucy mówi mi, że to Zara. Nie mogłam uwierzyć! Perfumy te znajdziecie na dziale męskim i nie dajcie się zwieść – nie ma w nich nuty tabaki. Jak dla mnie to to tylko taka nazwa, żeby facetów zachęcić do testów. Gorąco polecam, to perełka! <3 Co prawda z czasem nie jest już to taki świetny zapach jak w otwarciu, ale pachnie przyzwoicie i za tę cenę naprawdę warto się skusić. Wanilia niskobudżetowa.
Zauroczenia dla Panów
Mój mąż w końcu się poddał i wpadł w wir pachnideł. Mr Edpholik to człowiek niezwykle wybredny w kwestii zapachów. Bardzo przypadły mu do gustu dwie premiery – Bracken Man od Amouage i Russian Leather od Memo. Sama przyznam, że jestem w nich zakochana, szczególnie w tym drugim i z chęcią zainwestowałabym we flakon. Oczywiście dla męża, bo ja siebie w tych zapachach absolutnie nie widzę. Bracken Man pachnie jak taki oldchoolowy gentleman (a może taki obrazek dżentelmana w mojej głowie 😉 ). To typowy fougere pachnący cyprysem, lawendą, geranium i goździkami. A wspaniałe Russian Leather to las, lodowiec i przyprawy. Pachnie głównie nutami sosny i cyprysa, ale jest tam mięta, która chłodzi zapach sprawiając, że jest lekki i odświeżający, ale są w nim też przyprawy, które dodają mu głębi. Polecam do testów!