Blog o perfumach. W oparach popkultury.

Ode mnie dla mnie, czyli perfumowy haul na koniec roku.

zakupy na koniec roku

Ktoś to może nazwie haulem, ale dla mnie to nagroda za bardzo dobry rok. Zmądrzałam wyjątkowo w 2016 roku (perfumowo). Wyczyściłam swoją kolekcję, cały czas myślę o jej jakości i unikam niemądrych decyzji. Zmieniłam sposób myślenia i czuję, że teraz mogę być dla innych inspiracją. Warto szczerze ze sobą o kolekcjonowaniu rozmawiać i wybrać ścieżkę, na którą nas stać (psychicznie i finansowo).

Skoro już wychwaliłam siebie pod niebiosa, to powiem Wam, jakie perfumy sprawiłam sobie ostatnio (listopad/grudzień). 😉

Czytaliście już moje westchnienia w stronę Feve Delicieuse, prawda? Postanowiłam zaszaleć i sprawić sobie te perfumy. Dzięki mojemu Tajnemu Agentowi w Londynie stałam się posiadaczką flakonu. No, tak dosłownie to jeszcze nie, muszę poczekać do następnego roku, by się do flakonu przytulić. Ale już go do kolumny „I HAVE IT” dodałam, i nie mogę uwierzyć, że ten cudowny miks wszystkiego co dobre (tonka, wanilia, wiśnie, kakao, mleko, karmel, pralinki…), jest mój. Czuję się z tym wspaniale! Jeszcze rok temu nie byłabym w stanie się zdecydować na takie perfumy, bo myślałam o zakupach zupełnie inaczej.

feve delicieuse

Potem przyszedł czas na wielkie cudo, które odkryłam po latach ignorowania wspaniałych opinii na jego temat. Słyszałam, że Covet Sarah Jessici Parker to świetne perfumy, cudowne połączenie lawendy z piżmem i czekoladą, ale jakoś nie mogłam w to uwierzyć. Ale teraz, jak już spodobał mi się nowy serial Sarah (Divorce), to dałam szansę jej perfumom. Do tej pory patrzyłam na Parker z lekkim obrzydzeniem, bo kojarzyła mi się raczej z nieogarniętą Carrie B.. Kochani, Covet to jedne z lepszych perfum, jakie wąchałam w tym roku. Eleganckie i kobiece, takie gładkie, z delikatnym czekoladowym cieniem. Wydawałoby się, że nie da się pokazać czekolady „niezjadalnej” w perfumach sygnowanych nazwiskiem aktorki, ale Parkerowa potrafi. Koniecznie poznajcie te perfumy zanim będą nieosiągalne.

Całkiem niedawno powróciłam do miniaturki perfum L’Occitane Vanille & Narcisse. To były pierwsze perfumy, które nosiłam przy córce, kiedy była malutka i mam do nich od tamtej pory wielki sentyment. Potem jakoś założyłam je w ciężki dzień i lekko mi zbrzydły. Kiedy wróciłam do nich po długiej przerwie zakochałam się na nowo i poczułam, że to kolejny zapach, który nie powinien nigdy zostać wycofany z produkcji. Niestety – ciężko go dostać. Więc kiedy trafiła się okazja nabycia go za 99zł, nie mogłam się powstrzymać.

Niedawno w zauroczeniach pisałam Wam o perfumach Zara Tobbaco (Rich/Warm/Addictive). Od tamtego czasu zerkałam na próbkę i często do snu właśnie ten zapach aplikowałam. Pachnie wanilią, czekoladą i jest dość prosty. Idealny na dni, kiedy chcę pachnieć bardzo słodko, ale bez najmniejszych komplikacji. No i cena też jest przystępna – 59zł/100ml.

perfumowy haul
vanille narcisse loccitane

Pewnie myślicie: sporo tego. No więc, to nie wszystko, bo jeszcze w piątek wieczorem zamówiłam sobie coś, pewnie we wtorek będę miała ten zapach w domu. Nie będę na razie mówić, co to jest, zdradzę tylko, że to zapach mainstreamowy. Już od dawna chciałam go mieć, jest to jeden z najlepszych flankerów ever. I kusi mnie jeszcze na zakupy w Lulua. Jeśli tylko zdecyduję się, które perfumy wybrać: Ore Slumberhouse, Violet Disguise Imaginary Authors czy Baraonda Nasomatto. Może Wy pomożecie mi wybrać?
Udało mi się osiągnąć coś bardzo istotnego i chcę jakoś siebie nagrodzić. Myślę, że Baraonda będzie idealna. I jakieś skórzane rękawiczki pewnie też mi nie zaszkodzą! 😉

Mam wrażenie, że w zeszłym roku sezon jesień/zima obfitował w masę świetnych premier. A w tym roku nie znalazłam wśród nowości żadnych perfum, które by mnie zachwyciły, do tego stopnia, że chcę je u siebie mieć. I choć może nie jest to powód do radości, to pomogło mi to skupić się na perfumach, które rzeczywiście są mi potrzebne. Kiedy przestałam skakać od nowości do nowości, stałam się o wiele spokojniejsza i szczęśliwsza. A druga sprawa to to, że ciężko mnie teraz zachwycić.

Z takich jeszcze ciekawych informacji, powiem Wam, że skończyłam z perfumami na prezent. Nie zażyczyłam sobie flakonu na urodziny, imieniny, Mikołaja czy na Gwiazdkę. Nic z tych rzeczy! To chyba jedna z największych zmian w moim życiu. Nie chcę już nigdy odsprzedawać perfum, które dostałam w prezencie od męża. Zazwyczaj pokazywałam palcem na perfumy, a potem wcale nie byłam z nich zadowolona. Teraz muszę odpocząć, bo i tak zrobiłam spore zakupy, a przecież jest masa innych rzeczy, których potrzebuję.

A jakie perfumy Wy ostatnio kupiliście?
Spodziewacie się flakonów pod choinką?

Tagi:

Podobne wpisy