Blog o perfumach. W oparach popkultury.

Terry de Gunzburg – Reve Opulent

terry de gunzburg reve opulent

Przez wiele lat pozostawałam obojętna na uroki perfum kwiatowych. Nie byłam w stanie się ich nosić, ale zdarzało mi się podziwiać je na innych osobach. Białe bukiety tuberozowo – jaśminowe przyprawiały mnie o ból głowy, żonkile i inne nieco bardziej zielone okazy sprawiały, że nawet nie podchodziłam do testów. Jakieś to wszystko takie nie moje było. Jedyny kwiat, który niemal zawsze jest w stanie mnie oczarować to kwiat pomarańczy. Ale potem jakoś tak inaczej spojrzałam na lilie, od zawsze kochałam frezje, a więc zaczęłam ich szukać w perfumach… Polubiłam się z tuberozą. Pokochałam gardenie zarówno w grzybowatym jak i plażowym tonie. Coś się zmieniło.

I postanowiłam spróbować czegoś od Terry de Gunzburg, bo zapachy tej marki były mi obce. Postawiłam na słoneczne Reve Opulent.

W otwarciu jest to zapach bardzo jasny i ciepły, a przede wszystkim owocowy. Czuję tutaj głównie dojrzałą śliwkę, sok z brzoskwini – taki subtelny i bez słodzików – i mandarynkę. Z czasem wyłania się bielutka gardenia – taka właśnie w tym soku skąpana. Nie pachnie mi botanicznie, nie jest też szczególnie słodka. Jakby tak włożyć letnią sukienkę, narzucić słomkowy kapelusz na głowę i odjechać na zieloną łąkę (koniecznie na różowym rowerze, nie ma innej opcji), to tylko w mgiełce Reve Opulent.

edpholiczka reve opulentreve opulent

Połączenie gardenii z jaśminem jest bardzo tutaj subtelne i jakby wymuskane. Czuję tutaj ducha przeszłości, bo nie mogę odeprzeć wrażenia, że zapach ten inspirowany jest klasykiem – Amarige Givenchy. Dla mnie te perfumy były zawsze ideałem – pięknym bogatym pachnidłem, które pachniało po prostu jak kobieta (ten zapach znam od dzieciństwa, stąd pewnie moje skojarzenia;) ). Kiedy więc wydawało mi się, że do nich dorosłam, musiałam spróbować je ponosić. Niestety – rzeczywistość była brutalna. Zapach ten po prostu na mojej skórze pokazał się od najgorszej strony. Nie było kwintesencji kobiecości, tylko pokraczna garsonka wyjęta z wiekowej szafy. Czułam się jakby mnie ktoś włożył do flakonu ze starą wodą po bukiecie kwiatów. Bo Amarige to bestia, która łagodną jest dla nielicznych.

Reve Opulent przyszedł mi z pomocą, bo to właśnie tak chciałabym, żeby na mnie pachniał Amarige. Lekko słodki, jakby otulający, ale nie duszący. Czuję w nim mieszankę różnych nut – gdzieś tam na pewno jest ylang i róża, a także wanilia, ale pozbawiona cukrowych konotacji. Powiedziałabym, że to zapach dość monotonny – ze względu na swoją linearność. Jednak ma w sobie tyle dobroci, że momentami pokazuje jaśmin, czasami soczystą gardenię… A to wszystko tak pięknie zabarwione na mieszankę różu z pomarańczą. Ten zapach maluje mi przed oczami kolorowe obrazy.

Zapach utrzymuje się na skórze przez około 6 godzin, zbierając przy tym komplementy. Bardzo spodobał się mojemu mężowi, który zwraca uwagę głównie na mocne perfumy kwiatowe. Jest fanem klasyki, więc tutaj mnie zaskoczył. Ale coś ten Reve Opulent rzeczywiście w sobie ma. Czuję się w nim beztrosko, przytulnie i kobieco. Myślę, że to naprawdę dobry kandydat do testów, jeśli poszukujecie czegoś subtelnego i kwiatowego na wiosnę. Perfumy te znajdziecie w pojemności 50ml i 100ml, a także w formie próbek w perfumerii Mon Credo.

Jeśli je znacie lub planujecie przetestować – koniecznie napiszcie w komentarzach o Waszych odczuciach.
A ja odjeżdżam na moim różowym rowerze. 😉

Tagi: , ,

Podobne wpisy