Blog o perfumach. W oparach popkultury.

House of Sillage – Tiara

house of sillage tiara

Czy warto wydać 1600 zł na jeden flakon perfum?

Ktoś powie, że tak, a ktoś powie inaczej. A  mnie kusi  testowanie pachnideł tak kosztownych. Czy rzeczywiście jakość odpowiada cenie? Już pospieszam z raportem. Dodam jednak na początku, że wydaje mi się, że dooobre perfumy są warte każdej ceny. Oczywiście, nie zawsze będzie mnie na takie perfumy stać, ale na marzenia można odkładać. Albo wyprzedać część kolekcji i za pieniądze, które wróciły można kupić sobie te wymarzone. Tak zrobiłam sama jakiś czas temu 😉 Więc rozpaczanie nad niespełnioną miłością nigdy nie jest dobre. 😉

Zaiskrzyło.

Dostałam perfumetkę tego zapachu od Czytelniczki Moniki. Skuszona jej rekomendacją od razu przystąpiłam do działania. I po pierwszych dwóch testach ten zapach mnie irytował. Jakiś wściekle żółty mi się wydawał (stąd i moje zdjęcia takie jaskrawe), ale nie w taki tulipanowo – żonkilowy sposób. Zupełnie nie wiem czemu, ale taki kolor maluje mi się przed oczami chwilę po aplikacji tych perfum.

A pachną przede wszystkim wanilią, różami, piwoniami i sokiem z tangerynki. W Tiare przeplatają się dwa akordy. Pierwszy – zbitej wanilii, która pachnie jak ciasto wyjęte prosto z pieca – bucha ciepłem i słodko – korzennym zapachem, który przyciąga wszystkich domowników do kuchni i cierpkich konfiturowych róż. A drugi pachnie mi wodnistą, rześką piwonią i tangerynką. Dzięki temu drugiemu można w tym zapachu oddychać i jest jakaś przestrzeń, promienie słońca. Tak przez około godzinę.

Z czasem zapach zmienia się i jest taką czystą, pudrową wanilią z kwiatowym podbiciem. Pachnie może i drogo, ale niekoniecznie luksusowo (wiecie o co mi chodzi, prawda?). I jakoś tak traci swój blask, choć dalej mnie ujmuje. Jednak to nie jest to, bo zaczęło się intensywnie i w tonie, który mi odpowiadał, a potem Tiare przytula się blisko do skóry, dla otoczenia nie będzie wyczuwalny i z mojej skóry znika po 8 godzinach. Początkowo pyskata wanilia potulnie znika w objęciach piżma i cedru.

Księżniczka i stara matrona.

Nosząc Tiare czuję się jak wymuskana księżniczka, która lubi posiedzieć na słoneczku z kawałkiem dobrego ciasta (koniecznie w wianuszku z czerwonych różyczek), a potem orzeźwić się kąpielą w strumyku. Chwilę potem zaczyna kaszleć i kichać, a nadworny lekarz mówi jej, że jest chora i musi leżeć w łóżku, a wiekowa dama dworu pudruje ją waniliowym pudrem. Sami rozumiecie – nie jest źle, ale mogło być o wiele lepiej.

tiara house of sillage drogie perfumy

Ceny perfum House of Sillage są wysokie ze względu na fikuśne flakony i opakowania, ale i jakość zapachów jest w porządku. Oczywiście – spodziewałabym się w tej cenie czegoś odkrywczego i powalającego na kolana (choćby w departamencie trwałości), ale sądzę, że polityka firmy jest inna. Mam wrażenie, że House of Sillage tworzy zapachy dla księżniczek. Im zależy na pięknym, dziewczęcym zapachu, ale jeszcze bardziej na zdobionym bogato flakonie z odpowiednio wysoką ceną. A tak – po prostu! I te perfumy księżniczkom kupują najpierw tatusiowie, a potem mężowie… A one są zadowolone! 😉

Sami spójrzcie na te flakony. Ten po lewej to Tiare w regularnej wersji, a ten po prawej to edycja limitowana. Pierwsza kosztuje ok. 1600 zł, a ta druga… 6500zł! 😉

house of sillage tiara

A tak na poważnie – sama mogłabym taki flakonik mieć i nie byłabym wcale obrażona. Czasami lubię być księżniczką i nie widzę w tym nic złego! 🙂 Ale życie bez takiej flaszki nie będzie dla mnie ciężarem. 😉

A co Wy myślicie o tej marce, ich flakonach i cenach? 😉

Tagi: , ,

Podobne wpisy