Christina Aguilera – Royal Desire
Zapach kupiłam na wiosnę, 2011 roku. Mam zwyczaj przechowywać perfumy w pudełkach (żeby zachowały się jak najdłużej), więc wyjmuję poszczególne zapachy kiedy mam ochotę do nich wrócić.
Wczoraj sięgnęłam po Royal Desire i muszę stwierdzić, że teraz podoba mi się o wiele bardziej. Jest to jeden z zapachów, który lepiej pachnie w powietrzu niż na skórze. Jednak biorąc pod uwagę obecne mrozy – zapach sprawdza się doskonale. Słodycz nie jest wszechobecna. A na pewno jest jej mniej niż na początku lata.
Nuty zapachowe:
nuta głowy – czarna porzeczka, yuzu, pianka marshmallow
Zapach jest dobry, ale zdecydowanie różni się od poprzednich zapachów Christiny (Signature i Inspire – uważam je za bardzo dobre), do których mam wielki sentyment.
Raczej nie zdecyduję się na ponowny zakup tego zapachu. Niestety większość zapachów tego typu nadaje się bardziej na mroźny spacer lub relaks w domu. Nie polecam na upalny dzień, tym bardziej na stresujący i pełen wrażeń.
Zapach może spodobać się fankom Fantasy by Britney Spears albo Pink Sugar – Aquolina. Jednak ma w sobie coś więcej niż te dwa zapachy i to coś jest często określane jako „babcine” przez wiele osób, które wypróbowały Royal Desire
Odnośnie do marketingowych chwytów. Aguilera na tronie, zabawiana prezentami – Królowa. Hasło reklamowe? Feel like a Queen.
Według mnie pasuje idealnie. Mogę sobie wyobrazić Marię Antoninę pachnącą Aguilerą i krzyczącą „let them eat cake”.
Tagi: Christina Aguilera, Recenzje, Strefa Gwiazd