Katy Perry – Meow
Hipnotyzujący kociak powraca do edpholiczki w snach… Musiał powrócić również na bloga.
Purr by Katy Perry przywitałam bardzo ciepło. To piękny, słodki, radosny zapach na letnie i beztroskie dni. Kiedy nie chcemy obciążać się czymś mocnym, zobowiązującym. Dalej obstaję przy swoim. Meow to perfumy z 2011, które powstały błyskawicznie, aby podążać za śladem sukcesu pierwszego zapachu Katy. Tak im było prędko, aby je wypuścić i sprzedać, że nie zrobiono nawet porządnego zdjęcia reklamowego, ani też nie zastanowiono się dłużej nad samym zapachem.
Ale narzekać nie będę.
Meow jest pochodną Purr (ah, te nazwy… jakby człowiek ich nie użył w zdaniu to brzmi to idiotycznie). Z Purr wyjęto wanilię i kokos i podkręcono te nuty do maksimum. Główną nutą jest wanilia. Rozgrzana, słodka do granic możliwości, choć uderzająco syntetyczna. Najbliżej jest jej do zapachu lodów waniliowych. Mniam!
Kokos występuje w bardziej mlecznym, a nawet i wodnistym wydaniu. (Choć za tę mleczną nutę może odpowiadać również gardenia, która u celebrytów często jest właśnie wodnista i słodka!). Najlepsze w tym jest to, że ten kokos nie jest nawet wymieniony w nutach zapachowych. No cóż, moim zdaniem jest go sporo. Meow nie odmawia nam lekko cierpkiej słodyczy, na mój nos jest to mandarynka i gruszka, ale są to nuty zbyt słabe, aby przetrwać przy tym stężeniu 'oczywistej’ słodkości.
Mnie się Meow podoba. Nie jest to zapach ambitny, czy wyjątkowy. What you see is what you get. Waniliowy słodziak, który niczym się nie wyróżnia, ale warto go przetestować. Otula, poprawia humor, zaostrza apetyt na słodkości. Nie ma tutaj żadnych rewelacji, ale czego można się spodziewać po perfumach, które powstały w pośpiechu? Trwałość jest przywoita – ok. 6 godzin na mojej skórze. Nie dodałabym ich do mojej kolekcji, bo jest wiele innych waniliaków, na które poluję. Ale cieszę się, że je poznałam.
Perfumy Meow pasują mi do wizerunku piosenkarki. Być może zdjęcie reklamowe perfum nie było potrzebne, skoro sama Perry w teledyskach wygląda tak, jakby je promowała? Z resztą w chwili, kiedy te Katy promowała swoje zapachy, jej kariera zaczęła się szalenie rozpędzać. Widocznie stwierdzono, że fani kupią wszystko.
Może po tych recenzjach ten kociak z flakonu przestanie mnie straszyć?
PS: Oświadczam, że moja opinia nie powstała pod wpływem strachu o moje życie. Szczerze wierzę, że ten kot nie chce mi zrobić krzywdy 😉
Tagi: Katy Perry, Recenzje, Strefa Gwiazd