Escada – Born In Paradise
Nie byłabym sobą, gdybym nie napisała o najnowszej toaletówce marki Escada.
Pamiętacie może zeszłoroczną porażkę –
Cherry In The Air? Jeśli przegapiliście jej okropną nutę szamponu do włosów dla dzieci – możecie spokojnie poznać ją w Born in Paradise. Znowu – ta sama sztuczność, syntetyczność i udawactwo. Wącham te perfumy i nie jestem w raju. Przypominają mi się kąpiele z szamponem w oczach, i to okropne pieczenie.
Born In Paradise zachowuje się i tak o niebo lepiej niż Cherry. Mimo wszystko, można w nim odróżnić nuty. A to już wielki krok. Escadowy „raj” taki koktajl owocowy dla niewymagających. Sztuczny kokos, drętwy ananas, plastikowy arbuz. Mistrzowsko nudzi i drażni. Budzi zniesmaczenie. Ciągnie się drętwo jak guma żuta przez tydzień. Trzy godziny spędzone z tym tworem były dla mnie męczarnią. Ciągle myślałam: a trzeba było sięgnąć po coś lepszego…
Nie marnujcie pięknych, wakacyjnych dni na tego słabeusza.
Co roku czekam na dobry wakacyjny zapach od Escady. Kocham
Taj Sunset, mam sentyment do sztucznego – ale barwnego Sunset Heat, dalej podoba mi się Moon Sparkle. Mam nadzieję, że Escada jeszcze zaskoczy.
PS: Czy tylko mnie ta kobieta z reklamy Born In Paradise przypomina Amy Adams?
Tagi: Escada, Recenzje