Czy znasz perfumy The Key Justina Biebera? Intrygują mnie bardzo. Nie przez Biebera, jego sławę i skandale. Kolekcjonuję perfumy w białych butlach. Nie jest tak , że każdy biały kupuję, zapach musi być choć trochę dobry. Dzięki Twojej recenzji kupiłam Madonnę. Truth or Dare. Flakon jest jednym z piękniejszych z mojej kolekcji, a perfumy wyjątkowo elegancko pachną. Może w tym przypadku też tak będzie? Znajoma mi mówi, że są o wiele poważniejsze, niż pierwsze 2 zapachy Justina, może jest szansa, że to coś dobrego? Nie lubię kupowania w ciemno. Bardzo proszę o napisanie choć paru słów, albo recenzji. G.
Po takim mailu nie mogłam odmówić pomocy. Samego flakonu nie zamierzam opisywać. Mnie się nie podoba – tyle. Jednak samemu zapachowi muszę poświęcić wpis, bo wymalował mi w głowie obraz. Popkulturalny obrazek.
Justin właśnie zakończył wielki show. Cały zmęczony, zasapany, niewyspany, spocony, pędzi na backstage. Tam ściska tylko córki najbogatszych, na więcej nie ma siły. W obstawie udaje się do swojej garderoby. Wchodzi do swojego azylu, patrzy na swoje zdjęcia na ścianie. Czuje się bogiem. Idzie pod prysznic. Wylewa na siebie masę szamponów i myjących specyfików. Musi pachnieć – zaraz idzie na afterka.
Tak właśnie pachnie otwarcie tego zapachu. Galaretowate owoce – mandarynka, ostrężyna i gruszka. Według mojego nosa wyczuwalny jest też żelkowaty osmantus w asyście aromatu taniego wina musującego. Pierwsze 15 minut to ista męka. Z czasem jest coraz lepiej, ale w dalszym ciągu jest bardzo źle. Po dwóch godzinach mniej mydlin, galaretek… Pojawia się wodna lilia z rozwodnioną wanilią. Jest lepiej, ale w dalszym ciągu bez wyrazu. Nie jest kobieco, dziewczęco. Nie jest też męsko ani chłopięco. Pod sam koniec wychodzi piżmo… rodem z pralni, a wśród tych nieokreślonych tworów prezentuje się bardzo… Pstrokato.
Nie polecam!
The Key jest na granicy Nude by Rihanna i spoconego podkoszulka.
Nie ma kremowej gruszki.
foto1 via justinbiebercrew.com; foto2 via dailymail.co.uk