Zwierzęta zamknięte we flakonach
Niektóre zwierzęta są symbolem siły, mocy i agresji. Kiedy więc sięgam po flakony perfum, które noszą 'zoologiczne’ imiona, jestem pełna wielkich nadziei i pozytywnych emocji. W tym wpisie przeczytacie o najlepszych zwierzakach, jakie zawitały do perfumerii.
Prawdziwie pociągające perfumy muszą odnosić się do wyjątkowych zwierząt. Pewnie dlatego setki perfumoholików opłakuje uśmierconego Smoka [zdaję sobie sprawę, że to fikcyjny gad, ale nie mogłam go pominąć] Cartiera. A co gdyby te perfumy nazywały się Monkey Eau de Parfum? Zapewne nie pozyskałyby szacunku, więcej byłoby wokół nich śmiechu i kpin. I wtedy mogłabym zrozumieć wycofanie ich ze sprzedaży. Nikt nie chciałby pachnieć jak małpa. Choć.. kto wie? Po obejrzeniu Ewolucji Planety Małp czułam wielką solidarność z głównym bohaterem filmu 😀
Oto moje ulubione bestie zamknięte we flakonach:
Słoń – Kenzo, Jungle L’Elephant
Nigdy w życiu nie chciałam się czuć jak słoń i domyślam się, że nie tylko ja. Dlatego też początkowo nie rozumiałam zamysłu Kenzo, by nazwać perfumy w taki sposób. Kojarzyły mi się z ociężałością, nudą i … wodą. Po powąchaniu tych perfum zrozumiałam koncepcję i szybko pokochałam Słonia z całą jego otoczką. Kenzo L’Elephant to dumny gigant, który najpierw mocno stąpa po skórze, a potem słodko wyleguje się na niej godzinami. Dla mnie to plus. Jest to słonica w kwestii trwałości i zasięgu perfum. Utrzymują się na skórze ok 11 godzin, a nuty goździków, kardamonu, lukrecji i wanilii dosięgną każdego, kto znajdzie się w odległości 3 metrów.
Tygrys – Kenzo, Jungle Le Tigre
Tygrysica Kenzo to kolejna perła zakopana na cmentarzysku perfumeryjnej świetności. Dlaczego zniknęła? Nie potrafię tego wyjaśnić. Wiem tylko tyle, że takiej nuty cynamonu nie znajdziecie w żadnych innych perfumach. Jest w nich coś co dodaje energii, a zarazem rozleniwia. Piękna, soczysta mandarynka i kumkwat, osmantus…Tygrysica ma wielkiego pazura i posiada więcej charakteru niż 50% obecnych nowości razem wziętych. Pozostaje nadzieja, że Le Tigre jeszcze wróci.
Pantera – Cartier, Panthere & La Panthere
Zanim świat powąchał La Panthere – owocowy szypr nad którym niedawno się rozczulałam – wielu fantyków tuliło do piersi vintagowe flakony Panthere. Te perfumy powstały w 1986 roku i były zupełnie inne niż dzisiejsza Pantera. Pierwotna Panterka pachniała m.in. tuberozą, goździkiem, cywetem. Miała typową nutę białych kwiatów, która była bogata, odważna i szalona. Dzisiaj nazywana jest przestarzałą (a ja za takimi pachnidłami tęsknię). La Panthere nie ma tak wiele odwagi, ale dzielnie stawia czoła dzisiejszemu rynkowi. Wyskakuje spośród całej masy nowych zapachów, wyróżnia się. A piękny flakon to tylko kolejny atut.
Smoczyca – Cartier, Le Baiser Du Dragon
Nikogo nie muszę przekonywać do tego zapachu, bo jego legenda słynie wszędzie. Owszem, smok to nie zwierzę, ale Cartier zrobił z niego prawdziwą bestię. Pocałunek smoka pachnie przede wszystkim migdałami i amaretto, podszyty jest paczulą, wetiwerem i gorzką czekoladą. Przebywanie w obecności tego zapachu to prawdziwa uczta dla nosa. Mam nadzieję, że wreszcie uda mi się przygarnąć butlę tego cudownego zapachu. Smoczyca Cartiera to najpiękniejszy okaz w perfumeryjnym ZOO.
A Wy macie ulubionego zwierzaka wśród perfum? 😉
Tagi: Cartier, Kenzo, Zestawienia