Blog o perfumach. W oparach popkultury.

Po co Ci tyle perfum?

Dzisiejszy tekst zawdzięczacie jednej z moich znajomych, która zadała mi kiedyś takie filozoficzne pytanie.

Po co mi tyle perfum?

W momencie kiedy moja znajoma (raczej niezadowolona z życia, zakompleksiona, materialistka do szpiku) zapytała mnie o moją kolekcję, mój zbiór liczył nie więcej niż 15 flakonów. Dawno temu. (Piszę o tym dzisiaj, bo mam wyjątkowo refleksyjny nastrój. Na wspomnienia mi się zebrało.)
Zapytała o to z pogardliwym uśmieszkiem, wiedziałam już, że w głowie przelicza sobie majątek, który owe wonności mnie kosztowały i jaka to ja jestem okropnie głupia. W końcu – liczy się wielki samochód, fontanna przed domem, najdroższy wózek dla dziecka. Wszystko, żeby inni (czyt. SĄSIEDZI) widzieli. Nie dla własnej przyjemności. Dla innych. Żeby mogli ją obgadywać, zazdrościć, mieszać z błotem i przede wszystkim – o niej mówić. Gdyby nie ta szopka wokół własnej osoby, nasza Panna Nieszczęśliwa byłaby całkowicie niezauważalna.

Ja mam inną motywację do zbierania.
Zbieram perfumy, bo naprawdę je kocham. Uwielbiam flakony, ich zawartość i sposób w jaki do mnie trafiły. Lubię mieć, nie lubię zużywać (nie mylić z używać:P). Kupując perfumy nigdy nie myślę, że muszę najpierw zobaczyć dno jednych by kupić następne. Przywiązuję się do moich pachnideł, nie lubię ich żegnać. Nie potrafiłabym wyrzucić flakonu do kosza. Niektóre z nich wyglądają jak dzieła sztuki. Ich miejsce nie jest wśród śmierdzących odpadów.

Perfumy chowam głęboko w szafie, nie wystawiam ich aby wszyscy mogli je podziwiać. Nie lubię takich przedstawień. Czuję się nieswojo kiedy ktoś mówi: no pokaż mi te swoje perfumy.
To co kocham lubię mieć dla siebie. [Wiele osób nie rozumie, dlaczego nie pokazuję w społecznościówkach zdjęć męża i córki. Za bardzo ich kocham. Oni są dla mnie czymś świętym, nie chcę ich wystawiać na lajki i komentarze. Nie potępiam jednak osób, które tak robią. Jeśli dobrze się z tym czują – nie mam nic przeciwko]. Swoje flakony pokazuję Wam, bo wiem, że nie zostanie to odebrane jako próba przechwalania się. Wśród perfumoholików jest to naturalne.
W tej chwili mam w kolekcji 42 flakony perfum, 8 miniaturek i 2 roll-ony. Czy to wiele? Według mnie nie. Chciałabym mieć o wiele więcej. Na liście najbardziej pożądanych przeze mnie zapachów widnieje 164 różnych pachnideł. Nie jest to jednak tak, że wszystkiego sobie odmówię, nie nakarmię rodziny, byle tylko kolejna flacha pojawiła się na stole. I tego ludzie nie rozumieją. Że perfumy to coś pięknego i cennego. Owszem – można bez nich żyć. Ale po co, skoro życie wypełnione pięknymi zapachami jest o wiele piękniejsze?

Nie przeszkadza mi to, że ludzie wydają pieniądze na rzeczy, które dla mnie są bezużyteczne. Całkowicie mnie to nie interesuje. Co mi do tego? Jeśli sprawia im to radość – kibicuję im. Nie lubię jednak ludzi, którzy nie mają żadnych zainteresowań, poglądów, a wszystko robią bo „coś trzeba robić” albo „bo tak wypada”.

Ja wyznaję raczej prostotę w większości dziedzin życiowych. Ale jeśli chodzi o perfumy, musi być „na bogato”. Jeśli macie tak jak ja, to nie marnujcie czasu na Panny Nieszczęśliwe. One i tak nic nie zrozumieją. Pozostaje tylko zareagować miną Jennifer Aniston…

A PO CO WAM TYLE PERFUM?
Odpowiedzcie 🙂

Tagi: ,

Podobne wpisy