Blog o perfumach. W oparach popkultury.

Marc Jacobs – Daisy Dream

Gdybym kupowała perfumy na podstawie flakonu, Daisy Dream na pewno byłoby już w mojej kolekcji. Ostatnio poznałam się z zapachem trochę lepiej i… miłości nie będzie. Z takich zapachów wyrosłam kilka lat temu.

Po pierwszym psiknięciu czuję coś bardzo znajomego… Czyżby to była kopia Escada Pacific Paradise?  Na to wygląda. Czuję tę wisterię, która na przetransformować Stokrotę w coś bardziej eleganckiego i wyrafinowanego. Cóż, jedna niepospolita wisteria nie uczyni z dziewczęcego, zabawnego zapachu nic ponad to. Wisteria – jest całkiem ładna i wyraźna, ale po chwili nadchodzi powódź, a w wodzie pełno jest owoców… Wymieszanie nut wodnych i owocowych, delikatne tropiki – nic nowego. Trochę zapowietrzonego liczi, kwaśnych jeżyn, dużo nicości.

Zapach nie zmienia się, trzyma się raczej blisko skóry. Po trzech godzinach pachnie owocowym echem i delikatnym piżmem. Znika.

Daisy Dream wiele nie różni się od Dot i Honey. Brak mu charakteru, czegoś wyróżniającego go z tłumu innych przyjemniaczków. Owszem, jest ładny i świetnie sprawdzi się w wakacyjne upały. Spodoba się większości młodziutkich kobiet, nikogo nie urazi. Dla mnie to jednak zbyt mało. A raczej – to absolutne minimum.

Flakon nie obroni Daisy Dream. Mam nadzieję, że Jacobs wróci do tworzenia dobrych zapachów. Na razie jest ubogo.

foto 1 via getthegloss.com foto 2 via heartbeautymagazine.com.au

Tagi: ,

Podobne wpisy