Blog o perfumach. W oparach popkultury.

Perfumowe zauroczenie tygodnia #16


Dawno już nie było wpisu z tej serii. Dlaczego?
Coś w tym jest, że im więcej się wącha i im częściej wystawia się nos na nowe doznania – tym więcej zapachów zaczyna się podobać. Zrobiłam się jeszcze bardziej otwarta na różne nuty, marki i dziwne połączenia. I przez to bardzo ciężko mi było stworzyć taki wpis. Czułam, że niczego nie mogę pominąć.

A teraz – emocje już opadły, a ja chciałam Wam przedstawić kilka zapachów, które całkowicie mnie urzekły od ostatniego wpisu z tego cyklu (czyli od 31 lipca!).

Serge Lutens – Feminite du Bois

Nie znam pierwotnej wersji, tej od Shiseido (zakładam, że czymś się jednak od siebie różnią), ale ta jest po prostu genialna. Przepiękna nuta cedru, brzoskwini, piżma – to właśnie te najmocniej na mnie brzmią. Mam wrażenie, że w tym zapachu została najlepiej idea tego, jak pachnie kobieta. Choć pewnie bohater Pachnidła by z tym polemizował…

Paco Rabanne – Ultraviolet

Rzadko mam okazję wąchać perfumy tak oryginalne, tak ciekawe, że od razu chcę mieć ich flakon. W przypadku tego cuda wiedziałam już po pierwszym psiknięciu. Szalony, głośny fiołek, pieprz, papryka, morela, migdały… Pachnie trochę jak zapachowy pisak (oczywiście fioletowy!), którego pamiętam z dzieciństwa. A to jest – zaskakująco – komplement.

Tom Ford – Black Orchid

Przyznam Wam szczerze – dokładnie ich nie testowałam. Jednak obficie spryskany nadgarstek wystarczył mi, by całkowicie za nim przepaść. To taka zawiesista, bogata, odurzająco intensywna słodycz, przez którą można pozytywnie zwariować. Czekolada, kadzidło, paczula, gardenia, wanilia… Mniam! Wcale się nie dziwię, że Michael Jackson uwielbiał te perfumy! I przyznaję się, ten fakt sprawia, że ja kocham je jeszcze bardziej. Poluję na butlę.

 Calvin Klein – Reveal

Najbardziej niespodziewana rewelacja przyszła od Calvina. Nigdy nie myślałam, że perfumy tej marki staną się dla mnie obiektem pożądania. A jednak! Reveal to piękna mieszanka kaszmeranu z solą, a także idealnej dawki irysa, wetiweru i .. ambergris! Te perfumy genialnie interpretują bliskość, zapach skóry… Znowu mnie poniesie, ale… pachną jak puder, wyprasowana koszula, czyste ciało i… sukienka na podłodze. Jak można się oprzeć? 😛 Będzie recenzja!

Oprócz tych zapachów bardzo spodobały mi się inne. Czymś bardzo bliskim signature scentu stał się Kun Mukthalifan od Rasasi. Noszę je bardzo często, właściwie to ten zapach u mnie bije rekordy, jeśli chodzi o poziom zużycia. Chanel No.5, które uwielbiam od dawna wreszcie stały się dla mnie „odpowiednie”. Zawsze byłam fanką zapachu, ale czułam, że jeszcze do nich nie dorosłam. Teraz kocham na zabój i… mam swoją flachę. Z większych metamorfoz mojego nosa wyszła szczera sympatia do Angela – chyba będzie z tego miłość. Kto czyta na bieżąco moje wpisy, wie że walczyłam o to, by się do niego przekonać. Udało się!

A co Was zauroczyło ostatnio? 

foto 1 via:themakeupgirl.net ; foto2 via fragrantica.pl; foto 3 via: operfumach.pl; foto 4 via: newyorkgirlstyle.com; foto5 via fragrantica.pl

Tagi: , , , , , , ,

Podobne wpisy