Yves Saint Laurent – Cinema
Cinema to woda perfumowana marki Yves Saint Laurent, która debiutowała w 2004 roku. Nie była może gigantycznym hitem, ale spotkała się z pozytywnymi ocenami miłośników perfum. O ile nie rozumiem, dlaczego nie stała się największym bestsellerem YSL, to całkowicie rozumiem ciepłe przyjęcie tego pachnidła. Powiem od razu – kocham ten zapach. Chyba jeszcze nigdy nie spotkałam osoby, która by zadeklarowała niechęć do tych perfum. Dlaczego? Są zbyt piękne, ciężko jest się im oprzeć.
Jak pachnie Cinema?
Od pierwszej chwili czuję, że otacza mnie klasyka.
Automatycznie chciałabym zmienić zwykłe ubrania na coś bardziej eleganckiego, uczesać się inaczej, mocniej podkreślić oko. Na mojej skórze uwalnia się soczysta klementynka, czuję maleńkie krople jej soku, które delikatnie odpryskują… Jest też jej skórka, ale dopiero po przyłożeniu nadgarstka do nosa czuję jej lekką gorycz. Zaraz za nią ścieli się mleczny, zawiesisty kwiat migdału. Chociaż w nutach go nie ma, czuję lekką mgiełkę miodu i pszczeli wosk.
Po kilkunastu minutach znika owocowa rześkość. Cinema przechodzi w mniej nowoczesny, bardziej oldschoolowy klimat starego kina. Nie myślcie jednak o femme fatale czarno-białego ekranu. Wąchając Cinema widzę Donnę Reed w filmie It’s a Wonderful Life. To zapach dla kobiety pięknej, pełnej wdzięku i ciepła.
W sercu tych perfum kryje się jaśmin, towarzyszy mu bardzo nieśmiała piwonia. Na mojej skórze kwiaty nie dają się dobrze poznać. Bardzo szybko wyłania się ciepło i słodycz tego zapachu. Najbardziej wyczuwalna jest wanilia, która nie pachnie zbyt słodko. Pozbawiona jest oczywistych konotacji cukierniczych, jednak do wytrawnej, piaskowej wiele jej brakuje. Blisko niej rozgrzewa się ambra, która również zachowuje się nienagannie, zachowawczo. Do skóry najmocniej tuli się benzoes, który nadaje kompozycji balsamicznego akcentu. Wszystkie nuty pięknie współgrają, tworzą harmonijną jedność. Żadna z nut nie wyrywa się, nie gra zuchwale. Te perfumy to taka kinowa girl next door (dziewczyna z sąsiedztwa) – piękna, urocza, sympatyczna i lubiana przez wielu.
Cinema to pachnidło gdzieś pomiędzy Dolce & Gabbana The One a Soir de Lune, Sisley. Nie jest uderzająco podobna do żadnego z wymienionych zapachów, jednak gdyby połączyć te dwa klasyki, to czuję, że uzyskalibyśmy coś na miarę Cinemy. Przepiękna, urocza słodycz tych perfum przypomina mi The One. Owszem D&G postawiło na bardziej wyraźną, odurzającą słodycz, a Cinema jest o wiele bardziej zachowawcza. W Soir de Lune mamy konkretną nutę miodu, i choć Cinema nie ma jej w nutach zapachowych, to w jej otwarciu czuję taki posmak miodu i ciepło świeżo rozgrzanego wosku.
Cinema to klasyk, mam nadzieję, że nie zostanie wycofany z produkcji, bo byłoby to wielkim ciosem dla wielbicielek tego zapachu i samego YSL. Zostałoby im (z tych „przystępnych”) tylko Manifesto. Dobre, ale nie genialne.
Trwałość perfum: około 8 godzin
foto 1 via operfumach.pl; foto 2 via mymerrychristmas.com;
* post sponsorowany
Tagi: Recenzje, YSL, Yves Saint Laurent