Blog o perfumach. W oparach popkultury.

Alexander McQueen – Kingdom


Kingdom to jeden z tych zapachów, który koniecznie trzeba poznać. I o ile teraz wiele osób za nim płacze i poluje na ostatnie butelki wypełnione płynem, to kiedy Kingdom gościł na półkach perfumerii, nie był wcale mistrzem popularności. Zapach nie trafił na dobry czas. Był odbierany jako inny, dziwny, zbyt niszowy. Po jego wycofaniu wielu osobom zmieniło się podejście do Królestwa (don’t know what you’ve got till it’s gone…) i dlatego też teraz rozpacz jest jeszcze większa.
Kingdom doczekał się 4 innych edycji – limitowanych i letnich. One są już raczej całkowicie poza zasięgiem. Ostatnie flakony Kingdom trafiają w ręce bankrutujących szczęśliwców. A mnie się udało upolować miniaturkę.

Kingdom to zapach … cielesny.
Cała ta fuzja aromatów prowadzi do skojarzeń z ludzką skórą. Mnie najczęściej przypomina ciepły letni deszcz. Mokre włosy, ubrania i radość towarzysząca bieganiu boso po wilgotnym asfalcie.
W głowie zapachu najmocniej wyczuwalna jest dla mnie mięta i mandarynka. Świeżo – chłodny zapach osiada na skórze, spod niego wychodzi gorzkie neroli okraszone cytrynowym sokiem. Zapach jest bardzo ciężko ocenić, ale zmierza w stronę uniseksu – bez wątpienia.
W jego sercu kryją się charakterne nuty imbiru, rabarbaru i nasion selera. Kwaskowate przyprawy parują, tworząc lekką mgiełkę. Są jak zapach ogrodu po deszczu, wilgotnej ziemii…
Przed szereg wybijają się nasiona seleru i rabarbar, a do tego duetu dołącza piżmo. Męski pierwiastek tego zapachu zaczyna dominować… Czuję, że obejmuje mnie bardzo mocno, choć nie tak bym nie mogła myśleć o czymś innym.

Wielka szkoda, że tak szybko przestaję wyczuwać go na swojej skórze. Po około 4 godzinach przestaje być zauważalny, choć inne osoby stwierdzają jego obecność.

Ah, cóż to jest za pachnidło.
Pasuje mi dla pewnej siebie kobiety, która chce podbić świat i wszystkich oczarować bez sięgania po stare i sprawdzone babskie triki. Te perfumy nie są stworzone dla mas, ale dla wybranych osób, które będą potrafiły je docenić i odkryć w nich siebie. Nie jest to wielkie arcydzieło, bez którego nie mogę żyć, jednak naprawdę żałuję, że nie mam tych perfum w kolekcji. Dla mnie są niepowtarzalne i jestem pewna, że mainstream nie doczeka się podobnych kompozycji.

Wiele osób nazywa te perfumy seksem w butelce. Coś w tym jest. Pewnie przez te męskie pierwiastki i ramiona muszę się z tym zgodzić. Jednak dla mnie są bardziej bliskie bieganiu w ciepłym deszczu w dżinsowych szortach i flanelowej koszuli. Nie żebym tego doświadczyła, ale po powąchaniu Kingdom zdecydowanie chciałabym się na to odważyć*.

* w dzieciństwie uwielbiałam z siostrą tańczyć w letnim deszczu. Oj, piękne czasy dzieciństwa.

 

Tagi: , ,

Podobne wpisy