Yves Saint Laurent – Belle d’Opium Eclat
Moje podejście do Belle d’Opium zakończyło się napotkaniem zepsutego testera (a raczej jego zawartości). Muszę odczarować sobie to co wtedy mi się przytrafiło – okropny zapach zepsutych, rozgrzanych perfum i reakcja alergiczna – i wtedy do niego wrócę i ocenię jak należy.
Dzisiaj zdecydowałam się napisać o Belle d’Opium Eclat, która pojawiła się na rynku w 2012 roku, 2 lata po debiucie klasycznej Belle.
Przyznam, że ten zapach jest warty uwagi. Początkowo jest przede wszystkim dziwny i tajemniczy. Wyobraźcie sobie kwiaciarnię prowadzoną przez Ditę Von Teese. Czarno – czerwony wystrój, zadymione kadzidłem pomieszczenie, w tle muzyka Etty James. A Dita w uwodzicielskim stroju układa przepiękne bukiety. Soczyste, duszące lilie, przytulają się do wilgotnego i frywolnego jaśminu, a potem giną w silnych ramionach gardenii… Dita popija herbatę, do której wrzuca anyż i jego zapach wypełnia całe pomieszczenie.
Wraz z rozwojem kompozycji wyczuwam brzoskwinię – ona zapewnia tutaj lekki akcent na retro, w tle unosi się zapach tytoniu i pieprzu. Wiadomo, że kwiaciarnię odwiedził mężczyzna. Oczywiście nie przyszedł po kwiaty, ale po to by ujrzeć Ditę. Ta wiedziała dokładnie o jego zamiarach i rozpoczęła grę uwodzenia. Słodziutkie, niemal plastikowe owoce zmieszała z kadzidłem, by pokazać swoją przerysowaną kobiecość i zadziorność.
Owoce stają się coraz bardziej śmiałe i przejmują władzę nad kompozycją. I muszę przyznać – jest ona przedziwnie piękna. Nie wiem, czy potrafiłabym nosić ten zapach często. Na pewno nie są to perfumy na co dzień, ale raczej na specjalne okazje, wieczorne wyjścia. Kiedy owoce tracą swoją moc (po około 3 godzinach) zapach staje się o wiele bardziej powszedni i raczej szybko uzyskuje status bezpiecznego. Baza zapachu jest spokojna, sucha i stonowana. Lukrecja, ambra i sandałowiec idealnie się łączą, obok nich leży paczula. Bardzo podoba mi się to połączenie, jest bardzo niedzisiejsze (na warunki mainstreamu). Wcale się nie dziwię, że YSL zboczył z drogi balsamicznych, dymnych białych kwiatów, a poszedł w stronę kawowych lodów z Black Opium.
Tych zapachów nie da się porównać, oba są piękne. Jednak na pewno Belle d’Opium Eclat jest tym bardziej ambitnym i charakternym. Gdybym miała wybierać – wychodzę z kwiaciarni Dity (nie przepadam za nią, wiele nie tracę) i idę do lodziarni YSL. Black Opium mnie w sobie rozkochało.
foto 1 via fragrantica.com; foto 2 via dita.net
* post sponsorowany
Tagi: Recenzje, YSL, Yves Saint Laurent