Chloe – Roses de Chloe
Klasyczna Chloe jest dla mnie przeraźliwie nudna. Jest tak uniwersalna, kwiatowa i piękna, że aż nie mogę przebywać w jej towarzystwie. Chloe Intense jest dla mnie absolutnym nieporozumieniem. Jak zwykle – zapach jest piękny. Jednak noszenie go dostarcza mi podobnych doznań, co słuchanie paznokci zgrzytających po szkolnej tablicy.
Roses de Chloe to moja bajka.
Początkowo przypomina mi bardzo D&G Rose The One, głównie przez nutę liczi, jednak skojarzenia szybko znikają. Otwarcie Roses de Chloe jest świeże, lekko drapiące, a rządzi w nim bergamotka – rozzłoszczona i potargana. Zupełnie jak niemal każda kobieta obudzona wcześnie rano przez dźwięk budzika. Zapach estragonu dodaje kompozycji nieprzeciętności i to właśnie zachęca do spędzenia dnia z różaną Chloe.
Róża jest tutaj absolutną królową i jej oblicze jest bardzo zmienne. Momentami jest słodka i romantyczna, niczym konfitura z dzikiej róży – kiedy tylko robi się bardzo milutko, róża kaprysi i wydziela kwaskowatą mgiełkę, tworząc tym samym lekki dystans. Żeby się do niej zbytnio nie przytulać!
Potem jeszcze próbuję się przytulić, muszę się oddalić i tak mnie ta Róża traktuje, jak Pani z piosenki Nie Dokazuj. Niekoniecznie chcę się z nią spoufalać, bo wyczuwam, że przyjaźni się blisko z magnolią, która ma zakaz zbliżania się do mnie (wydany przez Perfumowy Sąd Najwyższy im. Edpholiczki). Róża tworzy piękną aurę na około mnie. Jest drzewna i bardzo aromatyczna. Czuję się w niej bardzo świeżo i radośnie. Z uśmiechem wykonuję swoje obowiązki i co jakiś czas słyszę, że bardzo ładnie pachnę. Po około 6 godzinach na mojej skórze pozostaje zapach piżma. Jest lekko pieprzne i przypomina o różanym ogrodzie.
Tak, te perfumy są niezwykle wdzięczne i urocze. Są jak zarumieniona dziewczyna, która zakochała się na dobre i to w kimś wartym jej uczucia. Ona nie wie już, czy milczeć czy płakać ze szczęścia. I ja mam tak samo. Wszystkie stany opisane przeze mnie w tej recenzji są dla mnie charakterystyczne. Znalazłam swoją Chloe, wreszcie!
/ Chciałam tylko dodać, że Love, Chloe pozostaje moją największą miłością marki Chloe. To nie ulega zmianie.
zdjęcie via fragrantica.pl
* post sponsorowany