Roberto Cavalli – Paradiso
Wyobraźcie sobie modelkę, która reklamuje perfumy Roberto Cavalli Eau de Parfum. Kocimi krokami, z nieprzyzwoicie seksowną postawą biegnie przed siebie i ściąga z siebie zwiewną suknię. Okazuje się, że na jej ciele leży idealnie dopasowane bikini, a Elisa podąża za rajskim ptakiem – prosto do plażowego raju.
Zaraz, zaraz… Czy to już gdzieś było. A było.
Cavalli w niebieskiej butli (Acqua) był wodnym i słonawo – słodkim tworem. Różowa Exotica była kremowym frangipani – tak puszystym i delikatnym, że do recenzji zaprosiłam rozplażowaną Mariah Carey.
Czym różni się Paradiso od innych, lżejszych kreacji Cavalli?
Przede wszystkim tym, że Paradiso nie jest kolejnym flankerem EDP. Ma nowe imię, inny flakon i … To chyba tyle, bo reszta jest już całkiem pokrewna. Mam złą wiadomość dla osób, którym nie podoba się typowy akord perfum Cavalli, który dla mnie pachnie rozgrzanymi, wilgotnymi kwiatami egzotycznymi, próbującymi przetrwać w saunie (może i jestem dziwna, ale mnie to pociąga!). Paradiso również ma w sobie ducha Cavalli i jak zwykle, przy użyciu różnych nut – ten akord jest żywy i obecny.
Mandarynki, cytryny, pomarańcze i bergamotka wydają się oczywistym otwarciem dla wakacyjnego hiciora. Tutaj ta recepta się sprawdza, bo owoce idealnie musują, lekko poruszają się w powietrzu, tworząc przy tym pozytywną aurę. Nic, tylko się uśmiechać!
Powodów do radości jest więcej dla zwolenników ograniczenia ekspansji bergamotki – nie depcze nikomu po piętach, nie popędza cytrusów do etapu w którym wybuchają i marnie giną. Panna Bergamotka chłodzi i koi, pochodzi raczej ze schłodzonej herbaty Earl Grey…
Sercem kompozycji rządzi jaśmin, jak zwykle u Cavalli – położony w cieniu, w chłodnej wodzie. Jest słodki i uroczy, nie grozi nam użyciem siły, nawet przy wysokich temperaturach. Daleko mu od Królowej Matki zamkniętej w Alienie. To, co w Paradiso jest najpiękniejsze to nuty pojawiające się po około dwóch godzinach. Zapach sosny, szczególnie jej igieł, jest dla mnie bardzo kojący i mówiąc szczerze – wolałabym by został trochę podkręcony i wzmocniony. (A gdyby tak zrobili, to pewnie by już podchodziło pod skojarzenia z odświeżaczem powietrza, prawda? Trudno mi dogodzić). Fragrantica podaje w spisie nut bazy (poza sosną) liścia laurowego oraz cyprysa. O ile ten cyprysek patrzy na mnie spod słomkowego kapelusza i jest tutaj nadzwyczajnie transparentny, to laurowych liści nie udało mi się uraczyć. Tak czy inaczej – baza tych perfum jest po prostu fantastyczna.
Perfumy Cavalli lubią się na mnie przeciągać godzinami, jednak Paradiso znika trochę szybciej – po około 5 godzinach od aplikacji. Według mojego otoczenia, można go wyczuć o wiele dłużej. Czyżby Cavalli był dla mnie już tak powszedni? 😉
Polecam testy Paradiso wszystkim osobom, które poszukują wakacyjnych perfum. Niech każdy je sam oceni, nie należy się zrażać brakiem zaufania do jaśminu albo złymi doświadczeniami z innymi perfumami tej marki. Żadnych wymówek, moi kochani Edpholicy!
source |
Jeśli tylko zobaczę kiedyś to rajskie ptaszysko z plakatu Paradiso – na pewno za nim pobiegnę. Podejrzewam, że gdyby zjawił się w Krakowie, to nie tylko ja bym za nim poleciała. Ale ja mam u Roberto pewne względy, wtajemniczeni o tym wiedzą.
PS: Na początku recenzji rozebrałam Elisę Sednaoui, ale w kampanii Paradiso bierze udział Edita Vilkeviciute.
Perfumy Roberto Cavalli Paradiso kupisz w Perfumeria.pl!
* post sponsorowany
Tagi: Recenzje, Roberto Cavalli