Blog o perfumach. W oparach popkultury.

Carner Barcelona – El Born

Takiej słodyczy szukam w perfumach niszowych. Chwilami jest niepokojąca, nawet skłania do myśli typu „po co ja się tym wypsikałam”, tylko po to, by po chwili całkowicie mnie rozkochać i sprawić, że zaczynam rozglądać się za flakonem.

Pyszności, cudowności, wspaniałości. Takie słowa przychodzą mi na myśl. Postanowiłam zupełnie nie sugerować się żadnymi recenzjami, Fragranticą… Przed testami wiedziałam tylko, że to perfumy waniliowe. Cóż za niesamowite doznanie, takie jakby w ciemno, ale nie do końca.
Początkowo uderzył mnie zapach miodu. Żadnego oszukaństwa i słodzików. Bogaty, przeszywająco głęboki zapach miodu doprawionego cytryną i bergamotką. Słodycz jest zrównoważona, ale tylko pozornie. Po pierwszych minutach z El Born na mojej skórze wychodzi coś przedziwnie pięknego, co początkowo mnie odrzuciło. Nie mogłam dojść, co to może być, ale po pewnym czasie doznałam olśnienia! To dzięgiel! Zupełnie nie spodziewałam się go w takim towarzystwie i to chyba jest  nawet piękniejsze niż ten zapach – element zaskoczenia.
Już po kilkunastu minutach najgłośniejsza staje się piękna wanilia, którą mam ochotę po prostu skonsumować. Piękna, jasna, piaskowa, ale z konkretnym podszyciem – przytula się do niej mój ukochany benzoes, a na około niej wiruje słodki heliotrop i trochę jaśminu… Jakby tego było mało – po chwili zauważam jeszcze jeden piękny okaz w tym zapachu – piękną i dorodną figę. Co ciekawe – na mojej szyi pachnie ona raczej zielono, na nadgarstku kremowo. Tak czy inaczej – jest pięknie.

Przez kilka godzin w El Born najbardziej wyczuwam wanilię i figę, czuję się z nimi wspaniale. Wydaje mi się, że to zapach idealny, i wtedy do mojego nosa dochodzą balsam peruwiański i drewno sandałowe. Z czasem zapach słabnie, staje się bardziej matowy, ale dalej trzyma fason. Po około 7 godzinach na mojej skórze pozostaje wanilia w towarzystwie sandałowca, ale takiego suchego, szlachetnego, nie zakurzonej drewnianej pozytywki, którą ostatnio raczy nas mainstream.

El Born utrzymuje się na mojej skórze przez około 9 godzin. Pewnie, chciałabym żeby został na co najmniej 12, ale i tak cieszę się z tego co dostałam. Te perfumy noszą się wspaniale. Przez kilka dobrych godzin są mocno wyczuwalne i wcale nie trzeba się nimi przesadnie oblewać. Zwracają uwagę otoczenia. Zauważyłam nawet, że niektóre osoby, do których dochodził mój zapach uśmiechały się. To perfumy tak słodkie, radosne i eleganckie, że trudno ich nie pokochać. Tutejszy duet wanilia-figa nie dusi, nie obciąża, a zwyczajnie uszczęśliwia (przynajmniej mnie). Coś pięknego!

Chyba czas założyć specjalną skarbonkę na rzecz El Born. I zamówić próbki pozostałych perfum tej marki.

POLECAM!

foto via perfumesnicho.com

Tagi: , ,

Podobne wpisy