Koniec z kupowaniem perfum! #WYZWANIE
Zauważyłam ostatnio, że robię się bardzo wygodna. I co się dziwić, mężatka i matka z dzienną rutyną, wszystko wygląda bardzo podobnie każdego dnia… Wszystko dzieje się według mojej woli i sama pociągam za odpowiednie sznurki. Pozwalam sobie na wiele przyjemności i różne zakupy – niekoniecznie przemyślane. Tak często bywa z perfumami. Odkąd opublikowałam na blogu swoją kolekcję kupiłam zbyt wiele nowych flakonów. I nie zrozumcie mnie źle – one były chciane, po prostu nie były planowane (słyszałam to od kilku ciężarnych i postanowiłam przenieść do mojego świata zapachów). Czy jednak trochę z tym polepszaniem swojego humoru nie przesadzam? Myślę, że tak.
Zaczęłam więc myśleć nad tym, jak to ograniczyć. Chęci posiadania nowych flakonów zdusić nie zdołam, choćby nie wiadomo co. Mogę sobie zabronić, ale argumenty muszą być konktretne. Nie przemawiają do mnie argumenty takie jak zasilenie oszczędności, czy przeznaczenie tych pieniędzy na coś innego (bo co może być lepszego i bardziej potrzebnego niż perfumy?*). Jest we mnie coś takiego, że jak mi ktoś powie, że czegoś na pewno nie zrobię (z jakiegokolwiek powodu), to ja na pewno to zrobię. Tak już mam. Nie jest tak ze wszystkim, wybieram sobie tylko takie cele, które mnie interesują i mogą mnie jakoś ulepszyć, sprawić przyjemność. Jeśli ktoś mi powie, że nigdy nie zjem żaby, to ja mu powiem, że ma rację i tyle.
Do czego zmierzam?
Powiedziałam do samej siebie (tak, to już ten etap choroby psychicznej) – nie wytrzymasz do końca roku bez kupowania perfum. I od razu nabrałam chęci na walkę ze sobą! To da się zrobić.
Obiecałam sobie, że perfum nie kupuję (chyba, że komuś na prezent) i koniec. Nie będzie to wcale bardzo trudne bo w listopadzie i grudniu mam wiele okazji, na które mogę perfumy dostać. Największym wyzwaniem będzie dla mnie październik, ale czuję, że dam radę.
Co mi to da?
Nie chodzi tutaj nawet o samo udowadnianie sobie, że potrafię, ani o podjęcie jakiejś walki ze swoim charakterkiem. Czuję, że kupowanie perfum nie sprawia takiej radości, gdy kupuje się ich wiele. Pierwsza flaszka, którą zakupię w styczniu na pewno sprawi mi wielką radość**. I na pewno będę miała się z czego tłumaczyć w 2016 roku, gdy będziemy się rozliczać z postanowień z tego wpisu.
Przede mną ciekawe 97 dni.
Trzymajcie za mnie kciuki.
- Może ktoś z Was ma chęć razem ze mną wziąć udział w tym wyzwaniu?
- Próbowaliście już kiedyś podobnych akcji?
- Macie jakieś sposoby by wytrwać w takim postanowieniu?
*Błagam, pamiętajcie, że ja mam poczucie humoru i wielki dystans do siebie
** Może też być inaczej. Miałam tak już z chipsami. Byłam nałogowcem, aż w końcu sobie postanowiłam nie jeść ich przez miesiąc. Wytrwałam i teraz już nie smakują mi jak dawniej i zawsze źle się po nich czuję. Post mnie wyleczył. Ufam, że z perfumami nie będzie aż tak tragicznie 😉
Tagi: Lifestyle, Przemyślenia