Kobiety często bywają wściekłe, często lubią też wściekłe kolory, słuchają wściekłych mentorek, a czasami lubią pachnieć wściekłymi perfumami.
Coś takiego czuję w perfumach Lancome Hypnose, że wydaje mi się, iż są tyle samo wściekłe co niebiańsko sielankowe. Są okropnie wyraziste i nie da się ich pomylić z żadnymi innymi. To tak, jakby wgryźć się w passiflorę, wyrwać jej serce, zanurzyć je w waniliowym budyniu a następnie skonsumować – to chyba jest ta wściekłość. A sielankowość tego zapachu leży w takiej gładkiej, słodziutkiej i smacznej prezencji tego pachnidła. Pachnę nim sobie przez około 10 godzin i od początku do końca pachnie na mnie niemal identycznie, ale cały czas mnie zachwyca, wcale mnie nie nudzi. Jest mi z Hypnose błogo, to właśnie taka słodycz mnie porywa i choć nie mogłabym pachnieć nią codziennie (szybko by się znudziła!), to kiedy czuję na nie chęć, to po prostu muszę nimi pachnieć. I dlatego flakon wreszcie wylądował w mojej kolekcji perfum.
W perfumach tych znajdziemy tylko kilka nut, które grają one bardzo przekonująco. Mamy przede wszystkim odurzającą passiflorę, która wciąga w stan niemalże bycia zahipnotyzowanym. Wchodząc w świat Hypnose czuję, że otula mnie coś ciepłego, miękkiego i kremowego. Może to trochę momentami przypomina kąpiel w budyniu, ale nie zamierzam na to narzekać. Czasami wolno zaszaleć 😉 Po chwili pojawia się głośna, słodka, budyniowa wanilia z gardenią i jaśminem… To dzięki gardenii wanilia jest taka kremowa, a jaśminowi zawdzięcza swoją zmysłową aurę.
W tle – dalekim tle – czuję wetywerię. Puszy się samotnie i nader subtelnie, ale uważam to za zaletę. Tutaj najważniejszy jest po prostu odurzający budyń.
Tak, wiem. Znowu mnie ponosi. I przy okazji tej recenzji chciałam Wam podziękować, że te moje fantazyjne metafory czytacie, a potem wracacie po więcej. Dziękuję Wam!
A wracając do Hypnose – te perfumy to dla mnie konieczny must-have na jesień i zimę. Jest w nich coś bajkowego, zwariowanego, a także takie „coś” co przypomina mi o dzieciństwie. Nie doszukuję się w tym zapachu przesadnej zmysłowości, to chyba nie jest ich charakter. Koniecznie przetestujcie tego waniliowca, u mnie jest na pewno w TOP 10 ulubionych.