Nina Ricci – L’Extase
Nie po drodze było mi z Niną Ricci. Nie byłam nigdy fanką Niny – nie znajduję w niej nic spektakularnego, nie pokochałam też legendarnego L’Air du Temps (co teraz się zmienia i szukam jakiegoś dobrego rocznika). Czekałam więc na trzecie filarowe perfumy tej marki z wielką nadzieją.
Potem moim oczom ukazał się przepiękny flakon, przeczytałam o tym, jakie te perfumy mają być kobiece i zmysłowe, zobaczyłam bardzo sugestywną reklamę i byłam zaciekawiona.
I co się okazało?
Nie ma tutaj żadnej kobiety – jest dorastające dziewczę. Nie ma tutaj wymiętolonych prześcieradeł i lubieżnych spojrzeń – jest całkiem czysty i schludny zapach. Kiedy oglądam reklamę tych perfum mając na sobie L’Extase, chce mi się zwyczajnie śmiać.
Zakładając, że tego mężczyznę (ze spotu reklamowego) przyciąga zapach Casty, a nie jej piękno, uważam, że ona powinna mu powiedzieć „SLOW DOWN THERE, MUCHACHO!” i zaśmiać się mu prosto w twarz. Bo czym się tutaj ekscytować? W L’Extase nie ma nic niezwykle zmysłowego ani kobiecego. Reklama tym perfumom na pewno pomogła świetnie, bo ponoć dobrze sobie radzą. Ale to tylko kolejny przykład na to, że najlepszym sprzedawcą perfum jest seks.
Nie mam zamiaru krytykować samej kompozycji. Uważam, że Kurkdjian poradził sobie tutaj naprawdę dobrze. L’Extase to zapach bardzo współczesny, dla kobiety zabieganej, która potrzebuje „ładnie pachnieć”. Nie mówię, że nie ma on prawa przypaść do gustu perfumoholiczkom całego świata, ale większość z nich stwierdzi, że to już było – milion razy.
L’Extase otwiera się owocowo pieprznym i bardzo dziewczęcym akcentem. Soki z gruszek i brzoskwiń z dodatkiem różowego pieprzu pachną bardzo radośnie i zapraszająco. Zaraz za nimi są białe kwiaty – białe jak gwiazdki na amerykańskiej fladze i tak nawet amerykańsko pachną. Następnie mamy trochę chłodnego jaśminu i dużo czerwoniutkiej, szablonowej róży. Pachnie trochę jak mydło, ale szybko odkrywam, że tuli pomiędzy swoimi płatkami różowe malinki. Zapach robi się trochę słodszy. Przy tym wszystkim wciąż jest lekki, świeży. Bardzo mocno pogrywa piżmo i benzoes, gdzieś bardzo blisko skóry tuli się karmel i wanilia, które nie są raczej szczególnie wyczuwalne, bo piżmowo – kwiatowy akord je przygłusza.
W ten właśnie sposób L’Extase próbuje zadowolić wszystkich równocześnie – coś dla tych, którzy lubią kwiaty, dla tych, którzy kochają perfumy rześkie, ale przy okazji słodkie… A! Jest tam nawet i cedr – gdyby ktoś lubił nuty drzewne… L’Extase to moim zdaniem klisza i świetny przykład do tłumaczenia dzisiejszych preferencji zapachowych, a raczej tego, co uważają koncerny o osobach, które perfumy kupują. Jak do tego dodamy temat reklamy – możemy dyskutować godzinami.
To, co? Bierzemy się do rozmowy? 😉
/trwałość perfum: dobra – około 6, 7 godzin (może się wydawać, że to nie jest wiele, ale ja spodziewałam się , że będzie gorzej)
foto via fragrantica.pl
* post sponsorowany
Tagi: Nina Ricci, Recenzje