Alaia Paris – Alaïa
Perfumy Alaia Paris Alaia kupisz w Perfumeria.pl!
Emocje sięgają zenitu, gdy pojawi się taki smaczek jak Alaïa. Słyszałam wiele opinii, często padały w nich słowa takie jak: genialne, brzydkie, nieprzyjemne, niszowe, duszące, mocne… Przy przelotnych testach blotterowych stwierdziłam, że to nic ciekawego, na pewno nie jest to zapach, który miałby generować takie zainteresowanie. Wtedy zachwyciłam się Tom Ford Noir Pour Femme, ale zanotowałam, że do Alaia wrócę. I na szczęście wróciłam. Po kilku dniach z nią chyba już wiem, co o niej myśleć.
Otwarcie tych perfum zdecydowanie nie jest „zapraszające”. Alaia pachnie trochę jak syrena, która próbuje swoim śpiewem zwieść zmęczonych żeglarzy. Wcielam się więc w rolę pokładowego majtka i próbuję sprawdzić, czy urok tej syreny na mnie zadziała. Przede wszystkim – Alai daleko do urodziwej, seksownej syreny, na którą czeka wygłodzony morski wilk. Leży ona na skale w pozycji mało atrakcyjnej, ciało jej jakby nie miało chęci wywierania pozytywnego wrażenia, a ona taka pozbawiona życia i natchnienia. Minę ma zniesmaczoną, brwi jej marszczą się i chciałoby się ten statek zawrócić, najlepiej w stronę bardziej przystępnych okazów. I w sumie nie wiem, dlaczego mimo wszystko ona ciągle przykuwa moją uwagę?
Właśnie przez tę swoją specyficzną brzydotę, a może raczej kulejące piękno. Otwarcie tych perfum to zapach morskiego powietrza, w którym wiruje tona różowego pieprzu. On bardzo ciekawie przejmuje kontrolę nad węchem użytkownika zapachu. I doszukiwać się w nim czegoś znajomego, pewnego i ładnego to sprawa niełatwa. Pierwsze nuty tego pachnidła porównałabym pod względem „specyficzności” do genialnej Womanity. Pachnie tak dziwnie, niekomfortowo, że bardzo chciałabym od niej uciec, ale równocześnie jestem zaintrygowana i muszę wiedzieć, co będzie dalej.
Przybliżam się do syreny, a ona jakby zdziwiona tym posunięciem próbuje przypodobać się. A może to jakaś jej rutyna? Pewnie tak, bo setki żeglarzy udało się jej już położyć na dnie morza i tym razem nie może być inaczej. I czuję taki jakby wodny zapach piwonii, najpiękniejszych okazów, które silny wiatr targa i szarpie, a maluteńkie akcenty słodyczy ujawniają się w postaci frezji, ale one szybko chowają się pod wodę, przemijają. Nasza Alaia nie chce być kojarzona z sentymentalną słodyczą. Róże dają mi delikatnego pstryczka w nos i również toną, nie wracają. Tylko piwonie utrzymują się na wodzie. I kiedy zapach dociera do bazy, wreszcie ulegam tej syrenie. Okazuje się, że jej wnętrze, choć zmęczone i podniszczone jest zadziwiająco piękne.
Bo jej wnętrze pachnie cieplutkim aromatem piżma i skóry. To taki zapach, który jest wystarczająco mocny, by przyciągnąć uwagę, ale na pewno nie tak silny, by odrzucać. Ona jest bardzo przytulna, kojarzy mi się z uczuciem towarzyszącym przytuleniu się do ulubionego kocyka czy swetra, a nawet ukochanej osoby. Mimo tego jest w niej pewien dystans, taka moc, która w moim odczuciu budzi respekt, dodaje pewności siebie. Alaia to żaden przytulaś, to kobieta, która musi dostać to, czego chce.
Mnie Alaia przekonuje do siebie około 3 godziny po aplikacji i mówiąc szczerze – warto doczekać, ponosić ją parę razy i dopiero docenić. To co w niej najbardziej ujmujące, to fiołek – on nadaje kompozycji takiego dystansu, ujmującego chłodu. On czai się właśnie na samym dnie kompozycji, wędruje sobie pewnie i naturalnie po skórzano – piżmowym podłożu i to on kradnie całe te perfumy. Jest po prostu genialny.
Okazuje się, że ta początkowo odpychająca syrena ma jeszcze kilka asów w rękawie i prędko na emeryturę nie pójdzie. Tutaj zwycięża doświadczenie życiowe i te rysy, które ona nosi są jej największym atutem. To jest coś czego żadna P.Y.T. (pretty young thing) nie posiada. I jak miło zobaczyć takie ciekawe pachnidło, które pachnie jak „stary wyjadacz” w nowościach perfumeryjnych. Dla takich chwil (i niespodzianek!) się żyje.
Uwielbiam, muszę mieć. Polecam testy!
* post sponsorowany
Tagi: Alaia Paris, Recenzje