Perfumowe zauroczenie tygodnia #25
To już 25ty wpis z tej serii, aż trudno mi w to uwierzyć! Zaczęłam pisać o swoich zauroczeniach, by upewnić się, że na bieżąco informuję Was o zapachach, które według mnie warto poznać. I tak dochodzimy do 25. wpisu!
Grudzień to zawsze miesiąc szalony, ale w tym roku to mam już zupełne urwanie głowy. Dostaję masę maili, w których jestem proszona o radę przy kupowaniu perfum na prezent, przy okazji pilnuję się, aby nic sobie nie kupić. Do tego jeszcze masa przygotowań przedświątecznych i pisanie na blogu… Dzieje się dużo!
W tym wpisie wspomnę przede wszystkim o zapachach, które są bardzo świeżymi zauroczeniami. Oto one:
Cartier – Must de Cartier Gold: Kocham Cartiera. Mam wrażenie, że to jedyna marka (poza Tomem Fordem), która dba o swojego klienta, której rzeczywiście zależy na dobrej opinii i respekcie. Bo oni nic nie robią byle jak, bezmyślnie. Baiser Vole i La Panthere to dwa świetne pachnidła, które cenię sobie bardzo wysoko. Skoro Cartier ostatnio tak mnie oczarowywał to z wielką chęcią sięgnęłam po nową odsłonę Must de Cartier – Gold. Moje doświadczenie z klasykiem jest ubogie (nad czym ubolewam, ale na pewno to zmienię), więc nie będę próbowała porównywać. Otóż początkowo Gold nieco mi przeszkadza, bo jest zielony i to bardzo. To czyste galbanum we wściekle świeżych i pełnych życia liściach. Po czasie zmienia się w cudowną wanilię, która jest zielona, ale w tym wydaniu bardzo mi to odpowiada. Więcej będzie w recenzji.
Kenzo – Flower by Kenzo L’Elixir: Będę szczera. Spodziewałam się czegoś innego, lepszego. Bo myślałam o burzy śniegowej, w której ginę przygnieciona przez puder. I tutaj występuje taki efekt, ale zamiast pudru jest malina. L’Elixir wiele wspólnego z klasykiem nie ma. Bo tutaj jest taka specyficzna „zbita” nuta, ale przypomina agresywną wariację Absolutely Me. Nie zmienia to tego, że są to perfumy bogate, bardzo intensywne i trwałe. Malina, pralinka, róża, wanilia. Muszę dłużej z nią pochodzić i oswoić się z myślą, że nawet z mojego ukochanego Flower usiłuje się zrobić gourmand. Puder wyszedł z mody, nad tym bardzo ubolewam. To zauroczenie jest niemalże miażdżącym rozczarowaniem.
Narciso Rodriguez L’Absolu: Nie byłam nigdy fanką klasycznego Rodrigueza, choć lubię te perfumy podziwiać na innych osobach. Po genialnym Narciso i całkiem spektakularnym Narciso Eau de Toilette czekałam na kolejną bombę. I to oczywiście jest L’Absolu. Otwiera się nieziemsko pięknie – jak nie wariuję za zapachami kwiatowymi, to w tych mogłabym się zanurzyć. Mamy tutaj genialną tuberozę, która bawi się jaśminem jak kostką rubika, potem rzuca nią o ścianę (całkiem znudzona i zdegustowana) i szuka dalszych wrażeń. Dociera do piżma i razem łączą się w przepiękny duet – pachnący niezwykle czysto i niewinnie, ale za jakiś czas zwierzęco i… cieleśnie (?). Na pewno jeszcze muszę w nich pochodzić, sprawdzić jak się zachowują na skórze, ale wiem, że są na moim celowniku.
Calvin Klein Reveal For Men: Damskie Reveal to perfumy genialne, nie mogę się doczekać, aż trafią do mojej kolekcji. Wygląda na to, że mogę od razu zamówić też męską wersję, bo bardzo mi się spodobała. Czy chciałabym ją nosić? Nie. Do tych celów wykorzystałabym skórę mojego Edpholika. W Reveal czuję dużo gruszki, tonki i sól (dahh!). Jest w nim też bardzo fajny, ciepły akord o zapachu brandy i imbiru. Czego tutaj nie lubić?
YSL La Nuit de L’Homme: Wreszcie uległam namowom i przetestowałam. Te perfumy są rzeczywiście tak dobre, jak wiele osób twierdzi. Muszę się z tym zgodzić. Próbuję je podsunąć mężowi, ale na nim nie zrobiły takiego wrażenia jak na mnie. L’Homme to przede wszystkim kardamon, lawenda i wetiwer. Czuję w nim taką subtelną słodycz, która bardzo mnie intryguje. Tylko testować na sobie czy na mężu?
Demeter Angel Food: Dzięki pewnej bardzo dobrej duszce mogłam poznać kilka zapachów marki Demeter. Tym, który zdobył moje serce jest Angel Food. Zapach prosty i momentami za słodki, ale ja się mu oprzeć nie potrafię. Jest w nim wanilia, cukier, kokos, migdały i pszenica. Jak dobrze, że mam dużą odlewkę. Otulę się tym słodziakiem i przetrwam najbardziej szary i smrodliwy (przez smog) dzień.
Dlaczego nie wymieniłam Goldea i Donna pomimo, że są na zdjęciu? Otóż w przypadku Donny byłam pewna, że to będzie miłość. Dalej myślę o niej pozytywnie, ale nie będzie u mnie flakonu. Jest o wiele za słaba, a moment otwarcia, który okropnie mi się podoba znika po kilku sekundach.
Bvlgari nie należy do moich ulubionych marek, a tym razem postawili na zapach słodki. Brzmi jak coś dla mnie prawda? Nie jest źle, ale głowy nie urywa. Zapachy są dobre, a więcej dowiecie się z recenzji, które zamierzam napisać. Na chwilę obecną niech im wystarczy, że są na zdjęciu.
A jakie są Wasze ostatnie zauroczenia? Koniecznie się pochwalcie!
Wyniki konkursu z Fejsbuka!
Wylosowanie jednej osoby zajęło mi trochę czasu, to było dość czasochłonne zajęcie. 😉
Ale już mam wyniki i mogę ogłosić, że perfumy Yves Rocher o zapachu bzu powędrują do Adriany Schenk.
Gratuluję i poproszę o kontakt z danymi do wysyłki nagrody.
Jeśli wylosowana osoba nie zgłosi się do mnie w ciągu 7 dni od ogłoszenia wyników, nagroda przepada i trafi do następnej wylosowanej przeze mnie osoby.
Tagi: Bvlgari, Cartier, Kenzo, Narciso Rodriguez, Perfumowe zauroczenie tygodnia