Thierry Mugler – Alien Essence Absolue
Perfumy Alien Essence Absolue kupisz w Perfumeria.pl!
Wpadłam na szalony pomysł, by zrecenzować Essence Absolue. Kocham klasyczną Obcą EDP, dla mnie to perfumy niepowtarzalne, ultra kobiece i po prostu genialne. Przez myśl mi nie przeszło, że może powstać flanker, który przeskoczy EDP. Ale że dla Muglera nie ma rzeczy niemożliwych, to wykreował pachnidło jeszcze lepsze – waniliowe Essence Absolue.
Ze zdziwieniem czytałam kilka recenzji osób, które krytykowały te perfumy, twierdząc, że jakie to jest Essence, skoro w klasyku nie ma wanilii… No cóż. Mnie ta wanilia jest bardzo na rękę, bo uwielbiam jej zapach. Ale akord ambrowy w Alienie EDP pachnie mi momentami tak ciepło i słodko, że ja w nim wanilię czuję. I ona została wyróżniona w Essence, ku mojemu szczęściu.
Rozpylenie tych perfum w powietrzu to dla mnie moment magiczny. Uderza mnie ten chłodny jaśmin, który wcale nie chce się ze mną przyjaźnić, a ja i tak pędzę w jego stronę, nic mnie nie powstrzyma. Obca jest tym razem w lepszym nastroju, bo towarzyszy jej grupa przyjaciół, których widuje rzadko, ale kiedy już do ich spotkania dojdzie, to atmosfera jest niepowtarzalna.
Złota Obca układa się na mojej skórze i wydawać by się mogło, że od razu wykłada wszystkie karty na stół. Czuję w niej przede wszystkim jaśmin i wanilię, ale zauważam szybko, że jest tutaj również kaszmeran i korzeń irysa. One otulają moją skórę, czuję się błogo i tak jakby na około mnie była jakaś złota poświata… Czy Mugler chce żebym do reszty oszalała? 😉 Od konkretnego i zabójczo silnego jaśminu, poprzez kaszmeranowe uściski aż do głębi zapachu, tego co w nim najlepsze.
W bazie Essence mamy wanilię, mirrę, kadzidło i ambrę. I nawet tego jaśminu jest tutaj niewiele, bo wanilia absolutnie zdominowała całą kompozycję. Mirra dodaje temu zapachowi orientalnego wymiaru i jest tutaj też lekki mrok kadzidlany, ale przyznam, że czuję go bardzo krótko. Wanilia zdecydowanie bardziej upodobała sobie mirrę i to ona jest jej odźwierną. Obiera słodszy, cieplejszy kierunek i odurzona idę za nią ślepo.
Tak sobie trwam w tym obłoku i z czasem czuję jak Złota pokornieje, robi się trochę bardziej potulna i oswojona. Wanilia momentami wydaje mi się mleczna, czasami budyniowa, ale ja czuję, że określenia są w tym przypadku nietrafione i beznadziejne. To trochę tak jakby ta wanilia równocześnie chciała być ciepła i słodka, gorzka i nieprzystępna, kremowa i twarda jak skała, zmienia swój charakter co chwilę. Ona nie lubi kiedy się ją zbyt dogłębnie studiuje. Chce być niebezpieczna i tajemnicza – w końcu jest dzieckiem Muglera.
Jestem pewna, że osoby znające te perfumy doskonale zrozumieją mój problem z odpowiednim opisaniem tego pachnidła. Gdybym miała go przedstawić osobom nieznającym tego zapachu, to powiem, że należy sobie przypomnieć jaśmin z klasyka i przełożyć jego charakter na warunki wanilii. Czysta magia.
Co ważne – te perfumy bardzo łatwo można przedawkować. Dla mnie dwa psiknięcia do absolutny max, tego się trzymam, bo już kiedyś prawie udusiłam kilka osób tym pachnidłem. Jest bardzo mocne, intensywne i nie zamierza nikogo za to przepraszać i się uciszać (trochę jak moi sąsiedzi). Utrzymuje się na skórze do około 13 godzin, czasem nawet dłużej. Mnie najbardziej odpowiada na mrozy, wtedy jest jak promyk słońca w szary i zimny dzień. Latem bym się na niego nie odważyła, bałabym się efektu, ale nie zniechęcam – do odważnych świat należy.
Polecam testy tych perfum i mam nadzieję, że nie zostaną wycofane. To byłaby jedna z największych strat w świecie perfum.
* post sponsorowany
Tagi: Recenzje, Thierry Mugler