Donna Karan – DKNY MyNY
Perfumy DKNY MyNY możesz kupić w Perfumeria.pl
Często nazwa potrafi zniechęcić, prawda? DKNY MyNY. Przecież to brzmi strasznie. Obstawiam, że następny flanker będzie się nazywał DKNY MyNYLOL.
Ale nie dajmy się zniechęcać nazwą, trzeba być odpornym na takie pokusy. Kiedy perfumy te ujrzały światło dzienne, byłam bardzo zaskoczona ciepłym przyjęciem, które otrzymały. Trzymałam się gdzieś z tyłu, mało na ten temat mówiłam, próbowałam wcielić się w postać cichego obserwatora. Lubię obserwować ludzkie zachowania i tendencje, które towarzyszą pojawianiu się nowych perfum. Byłam święcie przekonana, że kolejny flanker DKNY zachwyci tylko osoby, którym się płaci za to, że ma im się podobać. Przypuszczałam, że miłośnicy perfum podejdą do zapachu inaczej, potraktują go (mówiąc brzydko) z buta. Potem sama się z zapachem poznałam i nie wywarł na mnie żadnego wrażenia. Nie dał mi powodów by go przekreślić, nie pozwolił mi się zauroczyć. Taki przyzwoity i tyle. Potem obserwowałam dalej i zauważyłam, że perfumy te podobają się wielu osobom, których o to bym nie podejrzewała. I musiałam sobie zadać pytanie – czy mnie coś omija?
Podeszłam do zapachu i myślę, że moja opinia zostaje taka sama. Jest to zapach poprawny, ale wśród świeżych, radosnych zapachów, od których nie możemy zbyt wiele wymagać. Na mojej skórze pachnie niemal identycznie od początku do końca. Malina to owoc, który w perfumach zawsze pachnie nie tak jak powinien (mówię o mainstreamie) i tutaj jest podobnie. DKNY pokazuje nam taką cierpką, zakurzoną i naburmuszoną malinę, która pachnie workiem foliowym. Jest obok niej paczula i w sumie nie wiem, czy to w tej nucie czegoś nie przekombinowano, ale niestety – ten duet jest słaby. Poza tym wyczuwam już tylko różowy pieprz, który bardzo ładnie prezentuje się na tle wanilii, ale połączenie to jest mało intensywne, szybko ginie w tej tonie kurzu.
Zauważyłam, że ten zapach mnie irytuje. Nie pachnie świeżo ani też słodko, gdzieś dryfuje pomiędzy i nie wie, do którego portu zawinąć. Czuję, że ten zapach nie ma charakteru i po prostu źle się w nim czuję. Gdybym jednak miała odsunąć emocje na bok, to zapach ten nie razi wcale jak inne jaskrawo – byle jakie jabłuszka Donny Karan. Choć podczas noszenia MyNY często myślałam o tym, że wolałabym to klasyczne, zielone jabłko.
Do reklamy tych perfum nie pasuje mi Rita Ora. Ma trochę za dużo osobowości. Ale pewnie swoje zadanie wykonała, a to chyba o to chodziło.
* post sponsorowany
Tagi: DKNY, Donna Karan, Recenzje