L’Artisan Parfumeur – Bois Farine
Przebywanie w tym zapachu było dla mnie wyzwaniem. Naprawdę, nie mogłam się zdecydować, czy on jest dla mnie stworzony, czy ta jakaś mała rzecz, która w nim drażni, będzie w stanie sprawić, że puszczę Bois Farine w niepamięć. Testy dobiegły końca i stwierdzam, że to zapach mój. Poza piękną wonią mają jeszcze w sobie jakiś ładunek emocjonalny, który mnie poruszył. Doszukałam się w tym perfumach historii.
Kiedy byłam dzieckiem, rzucałam monety do morza, jako symbol, że tam powrócę. To było ciekawe. Przecież podczas rodzinnych wypraw/kolonii pełno jest nieporozumień, kłótni, czasami chce się dziecku wracać do domu, do normalności. Jednak w momencie, kiedy trzeba było pożegnać się z morzem, to miałam problem. Coś we mnie mówiło mi, że morze w tej swojej ciszy potrafi ukoić i zrozumieć, nawet milczącego obserwatora.
Często nosząc perfumy po raz pierwszy w głowie włącza mi się jakaś piosenka. I w przypadku Bois Farine jest to Ocean Darrena Hayesa. To piosenka opowiadająca historię mężczyzny, który nie może pogodzić się z utratą ukochanej osoby. Jest w nim wiele bólu i cierpienia, różnych wyrzutów i żalu. Chciałby te swoje emocje utopić w oceanie, tak, by tylko on o tym wszystkim wiedział. I tutaj już przypominam sobie siebie na brzegu morza jeszcze za nastoletnich czasów. Chciałam tego samego. Utopić to wszystko, co trzymałam w sobie, czego nie mogłam powiedzieć. W milczeniu i bez jednej łzy mogłam płakać nad brzegiem morza. A wracając do tej piosenki. Jej tekst jest naładowany mocnymi słowami i czytając je, czuję ból autora. Jednak śpiewana jest tak spokojnie (przynajmniej początkowo), że przypomina mi o takim właśnie wewnętrznym płakaniu i dźwiganiu ciężaru całego świata na własnych barkach.
Ludzie zawsze mi mówili, że zbyt wiele czuję. Zarówno w kwestii emocji jak i zapachów.
Do czego te sentymenty mają prowadzić?
Bois Farine jest pachnidłem mocnym, ale opowiedzianym bardzo delikatnie. Znajdziecie w nim puder, który sam w sobie ma bardzo nieokreślone oblicze. Konsystencja znajoma, zapach również… Zaraz, zaraz. Czy to nie jest mąka? Kojarzy mi się z bielą, czystą kartką papieru, drewnem. Z papierem, na którym zaraz ktoś napisze krótki list starym ołówkiem. Irysy w swojej kremowości na tej kartce się rozcierają, podkreślając subtelność tego zapachu. Czuję piękną, czystą (jakby apteczną) nutę drzewną. To zdecydowanie sandałowiec i gwajak podbijają niszowość tej kompozycji. Bo puder i irys mógłby pójść w buduarowe, tryskające kobiecością klimaty. A tutaj jest spokój, ale też ciągła niepewność – w którą stronę ten zapach pójdzie? Poza pudrem i drewnem czuję przez chwilę akord balsamiczny, ale on tak szybko znika z mojego horyzontu, że nie sposób mi go określić.
Choć Bois Farine jest zapachem nietypowym, zaskakującym i pięknym, to mówi szeptem. Wyraźnie słyszę go przez godzinę, przez dwie następne stopniowo znika z mojej skóry. Opuszcza mnie zbyt szybko i to jest mój jedyny zarzut przeciwko. Nie byłabym sobą, gdybym nie próbowała przemienić tego w zaletę. Jak długo trwa nieszczęście? Ile czasu trzeba wędrować, by zobaczyć koniec tęczy? Ile można zagryzać wargi i nie krzyczeć?
Każde cierpienie musi się skończyć. I najlepiej, jak skończy się szybko.
Jeśli chcecie mocnego zapachu, które będzie cicho trwało z Wami w niedoli, to sięgnijcie po Bois Farine. Nie traktujcie go jednak jako perfumy na depresję. One nie spychają z krawędzi wieżowca. Starają się tylko dotrzymać kroku emocjom, których doświadczamy i nie oceniać ich.
Twórcą tych świetnych perfum jest Jean Claude – Ellena. Czy on miał coś wspólnego z psychoanalizą? 😉 Zmusił mnie do wyciągnięcia obficie zakurzonych wspomnień.
Przetestujcie i Wy 🙂
PS: Na chwilkę przed publikacją tego tekstu trafiłam na recenzję Sabbath. Koniecznie ją przeczytajcie! KLIK.
Tagi: L'Artisan Parfumeur, Nisza, Recenzje