Blog o perfumach. W oparach popkultury.

Teo Cabanel – Alahine

teo-cabanel-alahine

Nisza niebezpiecznie mnie wciąga. Jak wiecie – w mojej kolekcji jeszcze jest jej niewiele, ale mam w głowie plan kupienia moich wymarzonych niszowców i nie zawaham się go użyć! 😉

Alahine to perfumy, które pokochałam przed powąchaniem. Znałam Oha (inny zapach tej marki), więc możliwości Teo Cabanel wydały mi się wielkie i bliskie mojego nosa, kiedy więc tylko poczytałam o Alahine czułam, że to moja historia, mój zapach i moja nowa miłość.

Z tą moją historią to może trochę przesadziłam. Bo zapach ten kojarzy mi się ze starym (ale nie takim brudnym i zakurzonym, tylko po prostu wiekowym) teatralnym kostiumem, szminką, pudrem i staroświecką miłością. Czyli tym, co w życiu najlepsze! 😉

Alahine to opowieść rzeczywiście orientalna. I za to perfumy niszowe kocham – one (prawie) zawsze próbują opowiedzieć nam jakąś historię. W tym przypadku widzę kobietę, która wstrzymuje oddech i cierpliwie czeka aż garderobianki zawiążą na niej gorset. Przed sobą widzi cały zestaw szminek, w przeróżnych odcieniach. Najbardziej lubi purpurową, ale to nie dzisiaj, nie ta scena. Charakteryzowana jest właśnie na księżniczkę, która poślubić musi mężczyznę, którym szczerze gardzi. Tak więc pozwala sobie nałożyć na usta jasny odcień pudrowego różu, a następnie tonę jaśniutkiego pudru i idzie przed siebie.

Alahine-perfumy-niszowe-edpholiczka

A co dzieje się na scenie?

On już na nią czeka. I jak tutaj udawać młodą dziewczynę,  która tą kreaturą gardzi, skoro on wcale nie wygląda na takiego złego? No cóż, the show must go on. Więc całkiem naturalnie budzi w sobie emocje, które nie są jej bliskie. Wygląda na niewinne dziewczę, które jeszcze świata nie zna i do tego dopasowuje woń świeżych cytrusów niczym ze starej jak świat nalewki. W rzeczywistości to dość lekka bergamotka i odurzający i niezawodny ylang. Jednak w jej sercu gotują się emocje o wiele głębsze niż te, które odgrywać powinna. O wiele intensywniejsze, powolutku przejmujące nad nią kontrolę… Z tego wiru emocji wyłapać można różę, pudrowego irysa, jaśmin i pieprz, które połączone tworzą bardzo dojrzały zapach zmierzający w stronę orientalnej słodyczy. Brak mu tylko wanilii, która również w końcu się zjawia. Przybywa w asyście swoich odźwiernych. Benzoes i labdanum nie odstępują jej na krok. Kiedy już wystarczająco się do niej przytulają i cała jej esencja zdążyła ulecieć, szybko zostaje porzucona. I od tej pory Alahine to ciepły i balsamiczny zapach – głęboki i dojrzały. Tu już nie sposób udawać naiwnej dziewki. Jak dobrze, że widownia nie może poczuć jej z bliska!

Z czasem z Alahine zostaje na mojej skórze tylko trochę paczuli, benzoes i labdanum. Trochę drewna sandałowego i jakieś liźnięcie słodyczy – ale wytrawne jak dobre czekoladki z likierem alkoholowym. Mówienie „tylko” jest tutaj co najmniej niestosowne. Bo nuty te pachną tutaj tak pięknie i szlachetnie, że dech mi zapiera. Alahine to towarzyszka na około 8, 9 godzin. Zbiera komplementy, choć do łatwych pachnideł nie należy. Niektóre jej występy są lepsze, inne są gorsze – to zależy od jej  humoru i pogody. Jak na prawdziwą aktorkę przystało – zbiera skrajne opinie. Ale moje uznanie ma pewne.

Polecam Wam gorąco testy, a sama biorę się za zamawianie próbek pozostałych zapachów Teo Cabanel.

Tagi: , , ,

Podobne wpisy