Blog o perfumach. W oparach popkultury.

Bottega Veneta – Bottega Veneta

bottega veneta

Nie lubię, kiedy perfumy nazywają się dokładnie tak samo jak marka, a Wy?

Na szczęście, to jedyna rzecz, do jakiej mogę się przyczepić. Mówiąc szczerze, to nawet się nie czepiam, w sumie to chyba dobry ruch, by zapach pod nazwą marki był świetny, a ten taki jest. Przechodząc do rzeczy.

Zanim zdecydowałam się na opisanie tych perfum chodziłam w nich bardzo długo. Początkowo wydawały mi się piękne, ale nudne i jednostajne, coś w nich budziło mój niepokój. Czy aby na pewno  warto w taki zapach inwestować głębsze uczucia? I tak za każdym kolejnym podejściem wyczuwałam trochę więcej, lepiej. Przy okazji zbierałam dość ciekawe recenzje tego jak pachnę od mojego otoczenia. Słyszałam, że pachnę jak stara puszka Coca Coli, albo jak mydło, a nawet stara szafa. Wszystko to rozumiem, skóra potrafi pachnieć trochę jak cola, mydło pochodzi pewnie od nuty mchu, kojarzącego się z oldschoolowymi perfumami, a szafa to oczywiście wiekowy mebel, ale koniecznie wypełnionymi przestarzałymi kurtkami skórzanymi.

Dla mnie pierwsze chwile z tym zapachem są niezwykłe. Przypominają mi o skórzanej kurtce, jakimś alkoholu, i specyfiku do golenia, którego używał (i pewnie dalej używa) mój kochany Dziadek. Ta skórzana kurtka rzeczywiście przebywa w jakiejś starej szafie, czuję lakierowane drewno, na dnie leżą piękne wysokie szpilki z klamerkami… Jest tutaj taki lekki kwasek, jakiś „pazurek”, i to chyba właśnie zasługa bergamoty i różowego pieprzu. Z czasem zapach staje się gładszy, stare historie zostają w tyle, a Bottega zaczyna uwodzić czymś nowoczesnym. Mnie to pachnie w dalszym ciągu skórą, a może raczej zamszem.

Nuta skórzana pięknie przeplata się z aromatem mchu dębowego – to pachnie elegancją, czymś przepięknym i niewygładzonym. Jak piękna kobieta, która będzie wyglądać cudownie w każdym wieku, nie będą jej potrzebne skalpele, ani nawet photoshop. Tak, te perfumy pachną klasą i nie pasują mi do butów sportowych (wiecie, że ja nawet takich nie posiadam? Do niczego nie pasują. Może kiedyś kupię, jak wreszcie zacznę biegać etc.). To zapach dla kobiety pełnej szyku, choć wcale nie musi być ona wystrojona, wręcz przeciwnie.

Po kilku godzinach wyczuwam coś więcej niż ten perfekcyjny duet skóry i mchu. Czuję słodki jaśmin, który jest świeży, autentyczny, zdecydowanie pochodzący z natury, nie z cukierni. Jaśmin dodaje kompozycji zalotności, dzięki niemu staje się nieco bardziej „ludzki”, przystępny. Pod jaśminem kryje się nieco pierzastej paczuli, ale ani przez chwile nasz złoty duet nie pozwala się zagłuszyć.

Perfumy te nie są bestią – pachną umiarkowanie intensywnie, ale wyczulane przez otoczenie są dość dobrze. Pewnie w zależności od pogody zachowują się inaczej, bo gdy aplikowałam je w ciepłe dni, czułam je mocniej. Kiedy było chłodno – Bottega była dla mnie raczej skin scentem.

Zapach jest w klimacie Armani Cuir Amethyste, Daim Blond i oczywiście Rogue, które było chyba próbą (udaną!) przełożenia Bottegi na warunki perfum gwiazd. Jeśli zaś mówimy o poziomie tych perfum, to postawiłabym je na półce obok świetnej Alai, to właśnie ten najwyższy pułap mainstreamu. Cudo!

Koniecznie przetestujcie 🙂

Perfumy Bottega Veneta możesz kupić w Perfumeria.pl

 * post sponsorowany

Tagi: ,

Podobne wpisy