Hermes – Le Jardin de Monsieur Li
Przede mną trudne wyzwanie. Czas napisać o perfumach, które mi się podobają, ale właściwie nie wiem za co. Bo są ładne, świeże, nietuzinkowe… Ale nie mam pojęcia jak pachną. Kiedy znikają z mojej skóry nie potrafię przypomnieć sobie, jak pachną. A to nie jest dobry znak. Ogródki Hermesa nie są nigdy bombami doznań, które przychodzą zamaskowane w środku nocy by na nas napaść i zostawić ślad na wieczność. To lekkie, wyrwane z natury zapachy, które przychodzą do nas razem z kukuryku. Uderzają prostotą, światłem i swoją autentycznością.
A jak jest z Monsieur Li? Czuję cytrusy i kwiaty. Nie wiem dokładnie, co i jakie, w jakich ilościach. Na pewno wiem, że tam jest jaśmin, ale nie mam pojęcia, co dalej. I zerkam sobie w spis nut i widzę kumkwat, jaśmin i miętę. Wtedy to wszystko rzeczywiście zaczyna mieć sens, bo czuję tutaj miętę, ale taką raczej z gumy do żucia, ale kumkwat? Obstawiałabym raczej cytrynę 😉 I to wszystko pozostaje na mojej skórze przez 4 godziny. Taka lekkość, rześkość i bardzo przyjemny – choć do bólu statyczny – zapach.
I takie odnoszę wrażenie, że to chyba najłatwiejszy w odbiorze ogródek Elleny. Taki bez utrudnień, niepokojących rozwiązań, taki jak najmniej narażający się na dziwne porównania. Bo doskonale pamiętam figę i jałowca z Un Jardin en Mediterranee, jeszcze lepiej owoce i sitowie z Un Jardin Sur le Nil… A z Monsieur Li nie pamiętam nic. Kilka dni po noszeniu tych perfum zupełnie nie potrafię ich odtworzyć. A naprawdę jestem w tym zazwyczaj dobra.
A jak jest u Was?
Przekonuje Was ten zapach?
Perfumy Hermes Le Jardin de Monsieur Li możesz kupić w Perfumeria.pl
* post sponsorowany