Plany na wakacje i nowości w mojej kolekcji perfum
Dwa ciepłe dni wystarczyły mi aby absolutnie poważnie przejąć się tematem perfum na wakacje. Postanowiłam sobie, że w tym roku wreszcie będę nosiła perfumy, na które zabrakło mi odwagi rok temu. Nosić te, które posiadam, ale ostatnio byłam na nie obrażona. Po co się na zapachy gniewać?
Planuję wyluzować, odpuścić ulubione perfumy, spróbować lepiej poznać się z dobrymi świeżakami, poszukać czegoś nowego w niszy. Chciałabym wreszcie kupić ze 2 flakony dobrych kadzidlaków (myślę o Sahara Noir albo czymś od Comme des Garcons. Może Avignon albo Jaisalmer?). Wbrew temu, co wiele osób odważnie głosi, perfumy kadzidlane są na wakacje idealne. Jak z wszystkim – trzeba znać odpowiednie dawkowanie i może być cudownie. Dla mnie w tych perfumach jest coś tak suchego i cichego, że idealnie przytulają się do rozgrzanej skóry. Jedyne co pewnie może komuś w tych perfumach przeszkadzać, to specyficzna woń kadzidła. Tylko, że jeśli mamy się tym przejmować, to o tych perfumach możemy zapomnieć całkowicie. Bo Ci sami ludzie będą te perfumy krytykować również jesienią i w zimie. Po prostu niewiele osób akceptuje zapach kadzidła na czyjejś skórze, albo nawet w kościele. To jak z wszystkim – nie patrzmy na upodobania innych osób. Mnie na przykład nie przeszkadza to, że ktoś chce pachnieć jak kościół.
Poza kadzidłami chciałabym wreszcie nauczyć się nosić w upalne dni zapachy egzotyczne i kwiatowe – takie słoneczne bomby. Zadziwiająco, do tej pory nie dawałam sobie z nimi rady, ale testowałam ostatnio tyle fajnych kompozycji, zbierałam się na odwagę i myślę, że to już mój czas. Zrobiłam już przegląd zapachów z nutą soli, które chciałabym poznać i wydaje mi się, że lato będzie idealnym na to momentem. Jak widać, lato będzie pracowite!
A co nowego w mojej kolekcji?
Do mojej kolekcji dołączyły właśnie dwa paczulowe flakony – Patchouli od Reminiscence i Molinard Nirmala. O Patchouli pisałam już tutaj, wreszcie cieszę się własnym flakonem i zauważyłam, że do snu najlepiej się położyć właśnie z tym zapachem. 😉
We flakonie znajdziecie ciepłą, smolistą paczulę, która jest dość pikantna, ale przy tym słodkawa. Towarzyszą jej tonka, labdanum, wanilia i sandałowiec, dla mojego nosa to wszystko, co najlepsze. Uwielbiam Paczulę Molinard, ale w niej brakowało mi czegoś słodkiego, bardziej kobiecego. Ta Paczula Molinarda jest raczej szorstka i lubię ją nosić w dni, kiedy odcinam się od świata i pogrążam we własnych myślach. A Patchouli Reminiscence to taki zapach idealny na dni, kiedy chcę pachnieć ciekawie i oryginalnie, ale niekoniecznie na pustyni, z dala od ludzi. 😉 To tak na wypadek, gdyby przyszła mi chęć się do kogoś przytulić. 😉
Niedawno zaczęłam przygodę z testowaniem zapachów marki Signature Fragrances. W zestawie próbek (na zdjęciu powyżej) znajdują się: Lola, Rose Art, Violet Leaves & Jasmine, Un Chercher, Endure i Demure. Wstępnie najbardziej zauroczył mnie Rose Art, bo to taka róża na poważnie i z rozmachem. Ani nie jest słodka, ani deszczowa, majowa… To po prostu trzeba samemu sprawdzić i się przekonać. To perfumy w olejku, bardzo wyraziste i trwałe. Żadne z nich nie były byle jakie, każdy zapach zostawił wspomnienie. Jeśli uda mi się to wszystko spisać, to z chęcią o nich dla Was napiszę. Macie ochotę o nich poczytać?
Do kolekcji dołączyły też urocze miniaturki Black Opium i Miss Dior EDP. Dostałam je w prezencie od kochanych Amand, których kolekcję perfum można zobaczyć tutaj. Co ciekawe – po latach Miss Dior EDP pachnie mi całkiem podobnie do Cherie (wiem, że to co innego, ale ta paczula rzeczywiście jest podobna), a otwarcie Black Opium ledwo zniosłam. To co było potem, to już zupełnie inna historia – uwielbiam te perfumy w bazie, wtedy są bajeczne.
Po resztę moich zapachowych inspiracji zapraszam na Instagram 🙂
Nirmala to taka egzotyczna prababka Angela, która będzie świetną paczulą na upały. Co ciekawe – w chłodniejsze dni, kiedy jeszcze posiłkowałam się odlewką, była dla mnie obezwładniająca. Teraz wydaje mi się lżejsza, może to zasługa słońca. Im cieplej tym bardziej naturalnie pachnie to angelowate połączenie marakui, mango i wanilii. Nosi mi się ją wspaniale i nie mogę uwierzyć, że kiedyś ją tak po prostu odrzuciłam. Im jestem starsza i im bardziej perfumowy świr mnie pożera, tym większej różnorodności potrzebuję. Coraz więcej chcę znać, zrozumieć, ale niekoniecznie już posiadać. Czy to się nazywa dojrzewanie? 😉
Jakie perfumy chodzą Wam po głowie?
Jak będzie pachniało Wasze lato?
Tagi: Kolekcje perfum, Lifestyle, Molinard, Przemyślenia