Nowe zasady kupowania perfum!
Kochani!
Jestem oszołomiona ogromem wiadomości, które od Was dostaję, szczególnie myślę o tych, które napisane zostały pod wpływem lektury TEGO WPISU. Jeśli ktoś nie jest na bieżąco, to przypomnę. Zabrałam się za siebie ostro. Pozbywam się flakonów, których nie używam, które były kiedyś chwilową zachcianką, a potem stały zakurzone na półce. Robię listę perfum, które naprawdę chcę mieć i chcę potem używać. Porządki, porządki, porządki! I w związku z tą moją przemianą piszecie, że popieracie i wspieracie mnie w tym. Pytacie, które perfumy puszczam w świat (napiszę o tym osobno, jak już będę miała to za sobą). Dziękuję ślicznie za Wasze zainteresowanie! W związku z transformacją mojej kolekcji na pewno możecie spodziewać się kilku wpisów na ten temat. Ten jest jednym z nich.
Czy łatwo było dojść do tego, że trzeba pożegnać się z niektórymi flakonami?
Ohoho! Zadajcie to pytanie mojemu mężowi. 2 miesiące temu mówiłam mu, że chcę odłożyć na jakieś wyjątkowo drogie perfumy, a On oczywiście mnie poparł i zasugerował, że może chciałabym sprzedać kilka nieużywanych flaszek. Pożałował tych słów po tym, jak zobaczył moją minę. Nie byłam zadowolona. Ale że mój P. to człowiek bardzo mądry, zaczęłam myśleć nad Jego słowami.
Miał rację!
Chwilę potem wzięłam się za oczyszczanie szafy. Wywaliłam około 200 sztuk różnych ubrań (80% z czego to rzeczy moje, reszta córki i męża), tego samego dnia wyprasowałam WSZYSTKO co zostało i co zalegało miesiącami. Pod koniec dnia zobaczyłam piękne wnętrze mojej szafy. Podobnie prezentowały się szafy córki i męża. Czysto, schludnie, tylko to, co naprawdę nosimy, to co nam potrzebne. Dzięki temu zauważyłam od razu, czego w mojej garderobie brakuje, spisałam listę i powolutku uzupełniam o te rzeczy. To było oczyszczające duchowo, uwierzcie mi!
Wtedy tylko otworzyłam szafę z perfumami, zerknęłam do środka i wiedziałam, że tam muszę zrobić to samo. I czułam się gotowa.
Chcę patrzeć na moją kolekcję i widzieć ład. Chcę, aby znajdowały się w niej tylko takie pachnidła, którymi naprawdę lubię pachnieć, które sprawiają, że czuję się wyjątkowo. Aby tak było, trzeba najpierw pozbyć się kilku (nastu a może nawet kilkudziesięciu…Zobaczymy!) flakoników. Jak już zapanuje tam porządek i zrobi się przejrzyście, to będę w stanie trzeźwo ocenić, jakich perfum brakuje, a czego mam wystarczająco.
Poza pozbyciem się niechcianych flaszek musiałam też przemyśleć swój cały proces kupowania perfum. Tak abym nie musiała tej czystki powtarzać za pół roku. Bo po co miałabym robić porządek teraz i szczycić się tym przez 2 miesiące, skoro potem wróciłabym do starych nawyków?
Trzeba było zastanowić się nad tym, jak do tej pory kupowałam perfumy. Bardziej poprzez jakieś przekonania, sympatie do marek i impulsy niż przez chęć noszenia perfum. Często decydowała o tym korzystna cena, albo to, że „kiedyś” miałam jakieś perfumy w postaci próbki i pamiętałam, że fajnie pachniały. I nie sprawdzałam tego ponownie przed zakupem. Czasami były to dobre i przemyślane zakupy, ale w tym wszystkim i tak miałam więcej szczęścia niż rozumu. 😉
Postanowiłam więc, że ustalę sobie pytania, które muszę sobie zadać przed każdym nowym zakupem. Bez oszukiwania! Z taką myślą pojechałam na rodzinne wakacje do teścia i zaraz po powrocie miałam już gotową listę pytań. Na uczczenie tego momentu zrobiłam zdjęcie. Z lampą. No comment. 😉
O CO WARTO SIEBIE ZAPYTAĆ PRZED ZAKUPEM KOLEJNEGO FLAKONU?
-
Czy naprawdę potrzebuję tego zapachu w kolekcji?
-
Czy będę miała chęć i okazję na noszenie tych perfum?
-
Czy w tym miesiącu nie przekroczyłam już limitu?
-
Czy nie mam już w kolekcji czegoś bardzo podobnego, a nawet lepszego?
-
Czy nie będę tego zakupu żałować?
Według nowych zasad – muszę odpowiedzieć odpowiednio na wszystkie, by przepuścić myśl dalej, by chociaż rozważać te zakupy. Nie chcę już robić sobie złudzeń i zaśmiecać swojego zbioru, tylko dlatego, że coś mi się podoba i „muszę to mieć”. Dodatkowo, zakazałam sobie używania słów must have (coś takiego przecież nie istnieje!), okazja, promocja, jedyna taka szansa, ostatnia sztuka. To naprawdę mnie uzdrowiło. Policzyłam, że przez uważanie na te określenia zaoszczędziłam już kilkaset złotych. Nie ma czegoś takiego jak okazja. Okazje powtarzają się co jakiś czas. Naprawdę. Nie jest tak, że perfumy znikną z powierzchni ziemi (no chyba, że mówimy o dawno wycofanych zapachach). Trzeba tylko wiedzieć, gdzie szukać.
Tyle w kwestii meldunku z pola bitwy! Mam nadzieję, że ta seria wpisów zainspiruje Was do refleksji nad własnymi kolekcjami i zakupami. Myślę, że możecie spodziewać się niebawem wpisów o perfumach, które opuściły moją kolekcję i nową wishlistę z 10 zapachami, które naprawdę chciałabym mieć. Co do tego drugiego – to potrzebuję jeszcze sporo czasu na zastanowienie się. Kiedy to wszystko już będzie za nami, to pewnie pokażę Wam moją kolekcję w nowej odsłonie.
A jakimi zasadami Wy kierujecie się podczas zakupu perfum? Jakie macie kryterium?
Kto przyłączy się do mnie? 😉
Tagi: Kolekcja, Lifestyle, Przemyślenia