Blog o perfumach. W oparach popkultury.

Podróbki perfum | „Alien z Avonu” | Mój blog to nie bazarek!

perfumy blog o perfumach e

Kochani,

Pisałam już niejednokrotnie na temat mojego podejścia do podróbek, perfum inspirowanych, rozlewanych itp… Jakkolwiek je nazwiemy, to w dalszym ciągu są podróbki. Myślałam, że nie ma już potrzeby pisać  na ten temat, ale prośby są w dalszym ciągu, a więc proszę.

Czytelniczka Ania pisze, że zanim trafiła na mojego bloga, kupowała podróby perfum. Miała jeden lub dwa flakony. I to chodzi o perfumy, które miały upozorowane flakony i nazwy, a także zapach perfum. „Przed przeczytaniem kilku Twoich tekstów nie spodziewałam się nawet, że robię coś złego. A jak pomyślałam nad tym, to przecież to czyjaś praca – ukradziona i zbeszczeczona. Jeśli ktoś traktuje zapach jako jeden z wielu dodatków, to nie przypuszcza, że za nim jest jakaś historia, twórca, czyjeś emocje. Wstyd, ale byłam bezmyślna”. Tak pisze Ania. I pewnie nie ona jedna doszła do podobnych wniosków.

Perfumy to czyjś pomysł, praca, poświęcenie i pieniądze. Proces tworzenia kosztuje. Zabieranie czyjegoś produktu i przetwarzanie go jest po prostu nieetyczne. Przynajmniej dla mnie.

A przejdźmy na chwilkę do podróbek. Jest kilka rodzajów:

1. Podróby z łudząco podobnymi opakowaniami i napisami, ale w środku pachną po prostu alkoholem.
Jeśli ktoś świadomie to kupuje, to chyba tylko po to , by mieć złudzenie, że ma oryginał. Może koleżanka, która wpadnie na kawę pomyśli, że mam oryginał? Niech tylko nie pyta, czy może powąchać! Osobiście brzydzę się tego typu podejściem, bo powinniśmy kupować rzeczy tylko dla własnej przyjemności, a nie po to, by komuś sztucznie imponować. UWAGA! Tego typu podróby są najgorsze. Jeśli „kreator” tego szmelcu nie był w stanie odtworzyć jakiejkolwiek kompozycji, to najprawdopodobniej do środka wlał największy syf, jakim tylko dysponował. Nigdy przenigdy nie aplikujcie na skórę czegoś takiego.

2. Podróby, które podobnie pachną i wyglądają
Ten typ to ponoć najrzadszy okaz. Nie często można trafić na podróbę No.5, która będzie pachniała przynajmniej mydłem. 😉 To właśnie one oszukują najbardziej, nawet prawdziwych perfumoholików. Jeśli dobrze nie znają zapachu, to pewnie dadzą się oszukać. Nikt przed sobą samym nawet nie lubi się przyznać, że wydał 300 zł na podróbę u „sprawdzonego sprzedawcy”. Kilkakrotnie na Instagramie zauważyłam podróby, były to głównie perfumy Chanel. Kiedy pisałam do właścicieli zdjęć, to zazwyczaj byli bardzo oburzeni, bo byli przekonani, że to oryginały. A jednak. Jeśli tak kiedykolwiek Wam się zdarzy – od razu straszcie Policją, pomaga w 90% przypadków. Jeśli nie pomaga, to koniecznie to zgłoście.

3. Podróby, które wyglądają podobnie, ale pachną innymi perfumami
Pisała do mnie kiedyś Czytelniczka, która kupiła podróbę Coco Mademoiselle na pewnym serwisie aukcyjnym. 😉 Ku jej zdziwieniu, perfumy pachniały jak Flower by Kenzo. Widocznie nastąpiła pomyłka, przy przelewaniu z tych wielkich, obleśnych pojemników (zdjęcia takiej „wytwórni” znajdziecie we wpisie Sabbath, który zresztą polecam Wam do przeczytania). Takie historie zdarzają się dość często.

4. Podróby, które mają porażająco niepodobne i tandetne flakony, a  pachną „podobnie”
Często widzimy takie cuda na bazarkach. Arnani, Giorgio Banani, Burrbeny, Escapa, Laposte i wiele innych. Ponoć w tych buteleczkach znajdziemy coś na wzór perfum, ale tutaj z góry każdy wie, że nie można spodziewać się cudów. Wygląda to tandetnie, pachnie bardzo słabo. Przyciąga chyba tylko kolekcjonerów takich „perełek”.

W przypadku tych pierwszych perfum ostrzegłam Was przed testowaniem. A tak naprawdę, to odradzam nakładanie wszystkich tych typów podrób na skórę. Rynek podrób nie jest w żaden sposób kontrolowany. Tam nie ma żadnych (absolutnie żadnych!) norm, nikt nie myśli o alergenach. Wcale bym się nie zdziwiła, gdyby te historie o wypalonej skórze po używaniu podrób były prawdziwe.

Ale skąd ten tytuł posta?

Alien edpholiczka

Jakiś czas temu pisałam Wam na Facebooku, że poszukuję perfum z Avonu, podobnych łudząco do Aliena. I nie widzę lepszej okazji niż teraz, żeby Wam o tym bliżej opowiedzieć. Chodzę z córą na różne zajęcia, by miała kontakt z rówieśnikami i dość zróżnicowane rozrywki. Podczas jednych z nich utknęłam w zamkniętym pomieszczeniu z mamą przeuroczego chłopca, która pachniała Alienem. Tak mi się wtedy wydawało. Wtedy miałam ten okres, kiedy wydawało mi się, że już nic do tych perfum nie czuję, że chyba trzeba się rozstać z flakonem. Wtedy jednak, gdy po prostu dusił mnie zapach mamy Aleksandra, nie mogłam się nadziwić, jak piękny i mocny to zapach. Nie byłabym sobą, gdybym do tego nie nawiązała. Spytałam, czy to Alien, a zaskoczona i speszona pani odpowiedziała tylko: nieeee… To jakaś podróba z Avonu. Po czym szybko ode mnie uciekła.

Siedziałam tam przez chwilę i nie wiedziałam, jak się nazywam. Przede wszystkim – już wtedy byłam pewna, że Avon nie ma w ofercie nic, to pachniałoby aż tak podobnie do Aliena. Po prostu to wiedziałam, mimo  że nie znam dobrze oferty tej marki. Ale to co mnie uderzyło najbardziej, to to, żę udało się mnie oszukać. Ja byłam przekonana, że to Alien. Nosiłam ten zapach od lat, więc znam go doskonale. Jeśli więc to była podróba, to ktoś odwalił dobry kawał roboty, który i tak potępiam. 😉

I na sam koniec. Domyślam się, że mama Aleksandra nie zna się na perfumach – nie musi. Tylko ciągle zastanawia mnie to, że dla niej podróbka jednoznaczna jest z Avonem. Czy myślicie, że to jakiś wyjątek, czy może taka opinia jest powszechna? Nie daje mi to spokoju. Ja do fanek perfum z Avonu nie należę, ale nie nazwałabym ich nigdy podróbami. To już lekka przesada dla mnie.


Mój blog nie jest bazarem.

Kochani moi, dostaję od Was wiadomości, w których prosicie, bym  na blogu założyła wątek bazarkowy. Czyli jeśli ktoś ma do sprzedania perfumy to wchodzi do danego wpisu i wystawia ofertę, ktoś zainteresowany korzysta, albo nie. Zrozumiałam.

Nie ma mowy. Przede wszystkim – nie podoba mi się myśl, że ktoś miałby wchodzić na mojego bloga tylko po to, by handlować. A wierzcie mi, że są takie osoby, które już teraz przy wpisach zostawiają takie wiadomości i to działa mi na nerwy. Jeśli ktoś jest moim stałym Czytelnikiem i komentuje często, to nie przeszkadza mi, że subtelnie napisze w komentarzu, że coś tam mu już jest niepotrzebne. Wtedy między sobą już piszcie i róbcie, co chcecie. 😉

Natomiast jeśli osoba, która jest u mnie pierwszy raz, albo nigdy wcześniej się nie odzywała wywala mi w komentarzu listę swoich skarbów do sprzedania, to bądźcie pewni, że ja to będę kasować.

Nie jestem wcale wredna, ale zdaję sobie świetnie sprawę z tego, że w sieci jest masa oszustów. Zaraz zaczęliby się tutaj udzielać sprzedawcy podróbek, albo krętaczki, które już robiły przekręty na różnych portalach. I nie mielibyście o tym pojęcia, ja również. Nie byłabym w stanie tego kontrolować.  Pewnie nie każdy dałby się oszukać, ale ja nie mogłabym zaakceptować myśli, że choćby jedna osoba została przez pośrednictwo mojego bloga oszukana. Po prostu nie.

Sama doskonale wiem, jak wiele osób już oszukiwało, wymyślało różne akcje, często nawet sprawdzone osoby mogą zawieść. Bądźcie więc ostrożni, i nie obraźcie się, że ja tutaj nie chcę straganu. To nie jest to miejsce. Jeśli chcecie takie miejsca znaleźć, to są specjalne grupy na Facebooku, są wątki na Fragrantice. A EDPholiczka tego po prostu nie potrzebuje.


Jeśli po lekturze tego wpisu macie chęć odnieść się do poruszanych wątków – serdecznie zapraszam! 🙂

Tagi: ,

Podobne wpisy