Dior – Poison Girl Eau de Toilette
Tydzień z perfumeryjnymi nowościami musimy zacząć z przytupem. Kiedy pisałam o Eau de Parfum sądziłam, że cała ta linia zapachowa (chyba dla nikogo nie jest szokiem, że Girl doczekała się potomstwa zapachowego, prawda?) będzie porażką. Okazuje się jednak, że to proporcje tak mnie w tym zapachu denerwowały, bo Eau de Toilette jest lekka, słodka, ale całkiem roztropna!
Zacznijmy od tego, że mamy tutaj do czynienia ze słodziutką wanilią, taką może i nieco przesłodzoną, ale bardzo uroczą. Poza nią jest również tonka i cała masa cytrusowego podbicia!
Poison Girl EDT w otwarciu musuje, aż czuć ulatujące bąbelki schłodzonej pomarańczowej Fanty. Nie myślcie jednak, że mamy do czynienia z lekką oranżadką, bo już od początku czuć, że zapach będzie bogaty i złożony. Po prostu będzie bardziej radosny i spontaniczny. Nie taki poważny jak większość zapachów Dior. Nie mogę odkleić nosa od nadgarstka i zastanawiam się, co tam jest. Czuję coś cięższego, jakby lukrecję, jednak z czasem myślę, że to róża i neroli tworzy taki wytrawny słodko – gorzki akord. Mniam!
Oczywiście w sercu kompozycji nuty kwiatowe są wyeksponowane i mój nos wyłapuje tutaj przede wszystkim umorusaną cukrem różę – czerwoną i gęstą. I nie są to róże oczywiste, bo zgodnie z obecnie panującą modą, w perfumach gourmand każda kwiatowa nuta musi zostać zmiażdżona toną cukru. Różowego cukru!
Wanilia oplata te różano – pomarańczowe aromaty, aż w końcu całkowicie kładzie na nich łapę i oddaje głos fasolce tonka. I może pachnie ona momentami sztucznie… Ale tylko momentami, obiecuję! To co mnie w tych perfumach tak urzeka, to ich umiejętność wprowadzenia mnie w dobry nastrój. To tak jakby nałożyć różowe okulary i z nimi po prostu przebiec przez cały dzień. Pomimo tych mocnych słodkości i typowo dziewczęcych nut cytrusowych Poison Girl potrafi być najtrwalszymi perfumami jakie testowałam przez ostatnie 2 miesiące, z perfumami niszowymi włącznie.
W ciągu dnia zapach łagodnieje i staje się bardziej potulny i kremowy. Mam wrażenie, że pięknie komplementuje skórę i jeśli tylko ktoś lubi odrobinę słodyczy do poduszki, to błogo przy tych perfumach zaśnie. Na mnie Poison Girl EDT utrzymuje się przez 11 godzin, co jest po prostu fenomenalne, biorąc pod uwagę, że to woda toaletowa.
Eau de Toilette to zdecydowanie ulepszona wersja pierwszej Poison Girl, która była nachalna, przeładowana i źle sprzedana. W tych perfumach rzeczywiście czuć ducha marki i polecam go do testów wszystkim. Bez względu na wiek, poglądy czy sympatie. Mnie jakoś ten zapach kojarzy się z Mindy Kaling – słodki, zabawny i zalotny, ale też złożony i jeśli da mu się szansę, to można w jego przekazie odkryć jakąś głębię. Ale nie należy go brać na poważnie – tego sobie nie życzy.