Perfumy zbyt słodkie (i niszowe!)
Panuje jakiś taki dziwny stereotyp, że wśród perfum niszowych nie ma zapachów kwiatowo – owocowych, nie ma gourmandów i wszystkiego, czym gardzą egzaltowani perfumoholicy. No, już na pewno nie ma tam nic przesłodzonego czy w „złym guście”. Nie znoszę wykluczania kogokolwiek, bo lubi pachnieć w jakiś sposób. Uważam, że nie ma złych kategorii zapachowych i wybór perfum nie może być oceniany jako porażka/sukces. Nosimy to, co nam pasuje i nic nikomu do tego.
Bronię tych wyśmiewanych, bo tak już mam, a dodatkowo wiem, co w trawie piszczy, bo od dobrych dwóch lat intensywnie wyszukuję w niszy piękne słodziaki. I jest ich cała masa – uwierzcie mi. Zaczęłam poszukiwania słodkich woni w perfumeriach niszowych, bo w mainstreamie nieco irytuje mnie to, że coś pachnie albo jak klon Pink Sugar, albo jak bliźniak La Vie Est Belle. Nie mam nic przeciwko tym zapachom, bardzo je lubię. Nawet te klony są urocze i mogę je nosić. Nie jest to jednak rozwijające dla nosa, więc musiałam poszukać dalej.
W niszy powitał mnie świat przeróżnych słodkich zapachów, o wiele mniej jednoznacznych i bardziej zadziornych. Mogłabym pewnie z 10 wpisów temu poświęcić, ale pójdę inną drogą. Chciałam Wam dzisiaj wspomnieć o perfumach, które dla mnie były zbyt słodkie. Można powiedzieć, że nie ma czegoś takiego jak zbyt słodkie, ale mnie udało się odkryć kilka pachnideł, których nie mogłabym nosić. Zbyt słodkie, duszące i obezwładniające. Moja tolerancja jest dość wysoka, ale w tych trzech przypadkach po prostu odpadam.
Serge Lutens – JEAX DE PEAU
Brr! Do tej pory mam dreszcze, kiedy ktoś w mojej obecności wspomina o tym zapachu. Mleko, ale takie tłuste i pewnie waniliowe, tona lukrecji (ale takiej cukierkowej), intensywny i przesłodzony kokos, morele… Tego jest tutaj zdecydowanie zbyt dużo. I nie pomaga śliczna nuta pszeniczna i prosty suchy sandałowiec. Tego mleka z kokosem jest tak dużo, jest to tak mocne i głośne, że wraca do mnie wspomnienie podróży w aucie z choinkowym odświeżaczem powietrza przy najgorszym możliwym „ataku” choroby lokomocyjnej. Dla mnie Jeax de Peau jest bardzo przykry, pachnie mi jak zepsuty deser, albo jakiś mleczny produkt, który już zaczyna kwaśnieć. Zdecydowanie nie moja bajka.
Zeromolecole – IAIA
Uwielbiam markę Zeromolecole. Biancolatte i LALAO (przypominam o konkursie) należą do czołówki moich ulubionych zapachów gourmand. Niestety IAIA okazała się na mojej skórze plastikowym pudełkiem z truskawkami wąchanym przez folię. Czuję tutaj niesamowitą sztuczność, nieprzyjemny zapach plastiku. Nawet same truskawki nie pachną tak „owocowo” jakbym chciała, a nawet bardziej jak wyobrażenie truskawek z perspektywy kogoś, kto lubi zajadać się lodami-sorbetami. Pod tym jest taka fajna nuta cukru, która bardzo mi imponuje, jednak te sztuczne truskawy to wszystko rujnują.
Linari – ANGELO DI FIUME
Angelo ma piękne nuty i w teorii miał wszystko by stać się moim hitem. Karmel, wanilia i wiśnie. I co z tego, skoro to wszystko przykryte jest takim nieprzyjemnym palonym cukrem? Powtórka z Pink/Black Sugar. Zdecydowanie nie dla mnie są perfumy, które pachną głównie cukrem i to właśnie takim palonym. Noszenie ich mnie męczy i to bardzo szybko.
Jeśli wśród moich typów jest Twój ulubieniec – daruj mi to. 😉
A jakie perfumy (niekoniecznie niszowe) Wy uważacie za zbyt słodkie?
first pic via https://gratisography.com/
Tagi: Linari, Nisza, Serge Lutens, Tydzień Z, Zeromolecole