Blog o perfumach. W oparach popkultury.

5 zapachów, których nie mogę się pozbyć

miss dior coco chanel la vie est belle

Podczas wiosennych porządków przyszła mi do głowy myśl, aby przejrzeć raz jeszcze moją szafkę z perfumami i sprawdzić, czy i tam nie przydałoby się lekkie czyszczenie. No i tak żegnając się z grubymi swetrami mogłam bez problemu wytypować perfumy, które noszę bardzo rzadko, ale nie potrafię się z nimi rozstać. Podczas wyprzedawania kolekcji i nad nimi się zastanawiałam, ale w efekcie stwierdziłam, że potrzebuję więcej czasu do namysłu.

Z niektórymi perfumami tak mam, że coś w nich jest, że po prostu uwielbiam mieć je pod ręką (a niekoniecznie na ręce ;)). Bo kiedy przyjdzie chwila, że mam ochotę je nosić, to jestem po prostu oczarowana ich charakterem. Cały dzień spędzam na zachwycie, a potem przez bardzo długi czas czuję przesyt i nie tęsknię.  Albo nie mam okazji na noszenie jakiegoś zapachu. Czasem moda i wszędobylskość perfum może im zaszkodzić i czuję się zniechęcona.

Dlaczego mam ochotę się z nimi rozstać, ale z drugiej strony całkowicie mi to nie idzie? 😉 Przyjrzyjmy się wszystkim pięciu kandydatom.

miss dior la vie est belle shalimar

La Vie est Belle – Lancome  <recenzja>
Ten killer od Lancome jest jednym z najbliższych mi zapachów. Uwielbiam go za klasyczny charakter i słodycz bardzo nietypową. I będę go bronić przed hejtem, choćby nie wiem co. Na moje nieszczęście – uwielbia go również co piąta kobieta, którą mijam na ulicy. I o ile zazwyczaj to nie wystarcza by mnie zniechęcić, to La Vie est Belle jest pachnidłem tak mocnym, że byłam już w sytuacjach, kiedy ledwo uszłam z życiem i przypomniałam sobie o koszmarze ciążowych nudności. La Vie to zapach przy którym wystarczy jedno psiknięcie by pachnieć cały dzień, ale chyba tylko ja jestem tego zdania. Byłam nimi duszona już u lekarza, w tramwaju, w sklepie czy nawet u fryzjera. Odpoczywam sobie od nich i wiem, że nie mogę ich puścić w świat. Za bardzo się lubimy.

Miss Dior Le Parfum – Dior  <recenzja>
Perfumy odurzające z ambrowym, elektryzującym ciepłem, wyszukaną słodyczą i retro filtrem w tle. Noszenie tych perfum to czysta przyjemność, ale nie pozwalam sobie na to często. W moim odczuciu jest to zapach „strojny”, wymagający jakiejś większej okazji i choć często i tak po nie sięgam (bo tęsknię), to potem czuję się w nich nieswojo. Jakbym była taka overdressed (czyli ubrana zbyt oficjalnie w stosunku do sytuacji). A tego nie lubię. Miss Dior Le Parfum uważam za jedne z lepszych pachnideł marki Dior i po prostu muszą ze mną zostać. Szczególnie, że to obecnie jedyna moja Miss Dior, bo dwóch pozostałych, które miałam  (EDT i Cherie z 2005r.) się pozbyłam. Le Parfum była najlepsza i wytrwała do końca.

Shalimar Parfum Initial – Guerlain  <recenzja>
Kiedy Guerlain wypuszcza nowego Shalimar, to choćbym nie wiem jak była zniesmaczona, to i tak muszę pospieszyć po próbkę. W przypadku Parfum Initial mamy do czynienia z czymś świetnym, dla mnie bliskim ideałowi. Od razu stałam się wielką fanką tej kompozycji i zaczęłam z nadzieją patrzeć na przyszłość Guerlain. Zapach ten jesienią i zimą pachnie na mnie gorzko, stąd miewałam jakieś trudne chwile, kiedy myślałam, że czas się rozstać. Dostałam je od męża w szczególnych okolicznościach i nie mogłam się z flakonem rozstać. Tak z sentymentu go zostawiłam licząc, że z czasem zdecyduję się, co z nim zrobić. I na szczęście został u mnie, jest bezpieczny. Oby tylko znowu nie przyszło mi coś do głowy. 😉 Bo to jest irys idealny – z bergamotką, karmelem, wanilią i tonką. Jeśli jeszcze nie testowaliście, to radzę się spieszyć. Już ciężko go dostać.

coco chanel reminiscence

Coco Eau de Toilette – Chanel  <recenzja>
Często pytacie mnie o różnicę między Coco EDT a EDP. Otóż ta pierwsza jest bardziej miękka, przytulna i słodsza. EDP to bestia o wiele bardziej doprawiona i nie jest taka przystępna jak eau de toilette. I do tej pory to ta słodycz mnie o wiele bardziej intrygowała. Mam wersję starszą, która pachnie bogato i bajecznie. Zupełnie inaczej niż to, co teraz pod tym szyldem można znaleźć w perfumeriach (użalałam się nad tym w tym wpisie). I choćby z tego powodu nie wydałam jej przy pierwszej chwili zwątpienia. Coco najlepiej prezentuje się jesienią – taką jeszcze kolorową, pełną liści. Nie tą późniejszą – szarą i beznadziejną, dla której nadzieją jest tylko śnieg. 😉 W takim krajobrazie po prostu ginie.

Patchouli – Reminiscence  <recenzja>
Paczula Reminiscence to jedno z najlepszych moich odkryć. Ciężka, kakaowa, balsamiczna i zawiesista paczula bez udziwnień ale i bez obciążeń mocarnego orientu. Uwielbiam ją w chwilach całkowitej fazy paczulowej. Wtedy bez wątpienia mogę ją wskazać jako najlepszą jaką znam. Kiedy z tej fazy wyjdę, to mogłaby dla mnie nie istnieć i nie znajduję dla niej zastosowania. Ale wiem, że nie mogę się z nią pożegnać, bo zatęsknię podczas paczulowego transu. Więc zazwyczaj stoi sobie samotnie z tyłu i czeka na swoją kolej. Aż czasami jest mi jej żal i przypomina mi się baśń Andersena pt. Imbryk. W dzieciństwie wywarła na mnie wielkie wrażenie i czasem jeszcze pobrzmiewają w mojej głowie kluczowe jej słowa. 😉 Nie lubię jak moje ukochane perfumy czują się odtrącone i tyle. Aż traumy powracają. 😉

perfumy blog o perfumach

A których perfum Wy nie możecie się pozbyć, choć czasem macie na to ochotę?

Tagi: , , , , , , ,

Podobne wpisy