Blog o perfumach. W oparach popkultury.

Yves Saint Laurent – Black Opium Floral Shock

YSL black opium floral shock

Były te dobre premiery, czas na jedno wielkie rozczarowanie.
Może na samym początku powiem, że nie jestem wielką fanką Black Opium. Uważam, że klasyk i te następne (EDT i Nuit Blanche) były przyzwoite i choć mnie za bardzo męczą (teraz, bo na początku oceniałam je o wiele lepiej), to polecam je do testów szczerze. Jednak przy Floral Shock mamy już zupełnie inną historię, a szkoda.

Floral Shock. Dlaczego Floral i dlaczego Shock? Floral, bo idzie wiosna, a Shock, bo musi pasować do nowej maskary YSL (o nazwie The Shock). Tylko, że mnie w tym zapachu nic nie szokuje, a kwiatów tutaj nie ma. Zacznę od tego, że otwarcie jest przepyszne – piękne i musujące landrynki tańcują w czyściutkim wiosennym powietrzu, wszystko budzi się do życia i aż ma się ochotę na coś słodkiego. Ale zanim człowiek zdąży pobiec do sklepu po lizaka, zostaje z przykrym zapachem na skórze. Cukier i kurz. I może tam są pogrzebane kwiaty – nie wiem. Jedyne co czuję to przykry zapach zakurzonego cukru. I tak przez 5 godzin.

Nie spodziewałam się aż tak słabego wyniku i z przykrością stwierdzam, że nie mam co powiedzieć o tych perfumach. Jeśli kusi Was przetestowanie jakiegoś słodkiego flankera, to sięgnijcie po Alaia Blanche, Poison Girl EDT czy Tresor La Nuit Caresse. One prezentują dość wysoki poziom i przyjemnie się je nosi. Floral Shock to po prostu sama chemia – w złym słowa znaczeniu.

Czy Wy również macie podobne wnioski na temat nowego Black Opium?

Tagi: ,

Podobne wpisy