Rosnąca kolekcja, wielkie zmiany i obsesje
Dzisiaj niech będzie lajfstajlowo. 😉 Moje dziecko w przyszłym miesiącu zaczyna przedszkole, ja kończę staż w szkole, w której od września będę pracować na pełen etat. Szykuje się wielka zmiana w życiu rodziny, więc postanowiłam zwolnić ze wszystkim i po prostu cieszyć się tym, co mam.
Ja do szkoły, córka do przedszkola
Moja córka skończyła w Dzień Matki 3, 5 roku. Jest już na tyle duża, samodzielna i ułożona, że czuję się spokojna puszczając ją do nowego środowiska. Ja zdaję sobie sprawę, że niektórzy uważają, że dziecko powinno pójść do przedszkola najszybciej jak się da i choć się z tym nie zgadzam, to wcale nikomu nie odradzam. Każdy ma prawo do wyborów. W przypadku mojej córki czułam, że im więcej czasu będę w stanie jej dać, tym lepiej będzie dla niej. Ona tego po prostu potrzebowała (a ja mogłam jej to zapewnić, miałam do tego warunki), a w szczegóły wchodzić nie będę. Ale nie był to tylko czas spędzony na beztroskiej zabawie. Bywało różnie.
Po czteroletniej przerwie będę musiała przyzwyczaić się do bycia w pracy na czas, od poniedziałku do piątku. Oczywiście to wcale nie będzie trudne, ale wyzwań będzie pełno. Przedszkole, praca, chorowanie, nowe rytuały… Nie zamierzam odpuszczać blogowania, więc czeka mnie zaawansowana gimnastyka, ale podejmuję wyzwanie.
Jak już pisałam – zwolniłam tempo. Cieszę się poranną kawą, pogaduszkami z córką przy śniadaniu, robaczkami mijanymi na chodniku podczas spaceru, niekończącymi się zabawami w Smerfy. I pewnie przez to piszę mniej, maile czekają na odpowiedź o kilka dni dłużej, media społecznościowe nie są przeze mnie tak często odwiedzane… Wszystko to by skupić się na tym, co najważniejsze. Jakoś tak mi żal, że ten etap będziemy już miały z córą za sobą. Czuję się bardzo szczęśliwa, że mogłam z dzieckiem spędzić tyle czasu „w domu”, będąc przy tym cały czas aktywna zawodowo. Wróciłam do swoich zajęć, kiedy moja córka skończyła 3 miesiące. Wszystko dzięki mężowi i moim rodzicom, którzy to umożliwili. 🙂
Wiem, że przede mną kolejny, ciekawy rozdział w życiu i mój wewnętrzny pedagog będzie wreszcie miał swoją szansę, by rozwinąć skrzydła.
W całej tej refleksji i wzruszających wspomnieniach skupiam swoją uwagę również na zapachach. One działają niemal terapeutycznie, prawda?
Nowe flakony
W ciągu ostatnich 30 dni trafiło do mnie 12 flakonów i zastanawiam się, co się dzieje. Kolekcja znowu zbliża się do liczby 100, której chcę uniknąć. Po wyprzedaniu kolekcji był post, a po poście wpadają nowe flakony. Uznaję, że taka jest kolej rzeczy. Pewnie za około pół roku uznam, że kolekcja potrzebuje kolejnych porządków. I wtedy na pewno zacznę kolejną wyprzedaż. Na poniższych zdjęciach chciałam Wam pokazać zapachy, które ostatnio mi towarzyszą.
Namiętnie testuję zapachy Jo Malone London i moim ulubieńcem na ciepłe dni jest zdecydowanie Wood Sage and See Salt. Wieczorami chętnie sięgam po Myrrh & Tonka. Powróciłam do Eclat d’Arpege i przeraża mnie to, że we flakonie tak niewiele już zostało. Nie ma drugiego zapachu, który byłby w równym stopniu klasyczny, lekki, niezobowiązujący i taki „maminy”. Współczesny klasyk, który zawsze musi być w mojej kolekcji. Od córeczki dostałam zieloną sukienkę Guerlain i za każdym razem, kiedy jej używam, to czuję się lżejsza, weselsza i pełna nadziei, że te cholerne alergie dadzą mi wreszcie spokój. Też macie z tym problem? Mam nadzieję, że nie, ale jeśli jednak ktoś również z tym się zmaga, to wiedzcie, że Was rozumiem. 😉
Na tym zakończę mój tekst, bo wyczerpałam temat. I kusi mnie zakup perfum, o których marzę od dawna. Pięknie mi kwitną na ręce od rana i chyba nie zwalczę pokusy. Możecie być pewni, że jeśli się tej pokusie poddam, to recenzja tych perfum pojawi się na blogu. I wtedy Wam powiem, o jaki zapach chodziło. 🙂
Jeśli chcecie skomentować cokolwiek, co tutaj napisałam, będzie mi niezmiernie miło 🙂
Jakich perfum używacie ostatnio najczęściej?
Tagi: Guerlain, Lifestyle, Przemyślenia