Thierry Mugler – Aura
Najnowsze zapachowe dzieło domu mody Mugler już u mnie! Tego jeszcze nie było – pożyczyłam flakon do recenzji od Czytelniczki. Monika jest prawdziwą fanką Mugler i nie chciała czekać na premierę Aury w Polsce (podobno w styczniu dopiero 🙁 ). Ściągnęła flakon z Francji chwilę po premierze. 🙂
Nosiłam zapach w kilka upalnych dni, a także w chłodniejsze, deszczowe. I muszę przyznać, że Aura o wiele lepiej wypada w chłodne dni. Przy niższych temperaturach Aura była bardzo trwała i wyraźna. Nosiłam z przyjemnością. Może więc ten debiut zapachu zimą ma jakiś sens? W upalne dni Aura (jak w sumie większość pachnideł) pachniała płasko, prymitywnie i znikała po trzech godzinach. Dodatkowo, miałam wrażenie, że zapach wabi osy. Co chwila mnie obwąchiwały i byłam tym mocno podirytowana.
Powtórka z Decadence.
Z przykrością stwierdzam, że Aura to powtórka z Decadence. Nie są to klony, bo na skórze zachowują się też niego inaczej. Marc jest cieplejszy i bogatszy, a Aura kwaskowato – zielonkawa, ale nosząc ten zapach nie mogę przestać myśleć o torebusi Jacobsa i o uderzającym podobieństwie tych pachnideł. Wszystko by było ok, gdyby nie to, że od Muglera oczekuję wiele. Sam sobie wysoko poprzeczkę postawił, więc każdy oczekuje czegoś odkrywczego, co powali na kolana.
Aura jest zielonkawym zapachem syntetycznej dżungli. To co tutaj czuję to rabarbar – kwaśny i bardzo sztuczny, na kwiecie pomarańczy i kremowej wanilii. Teoretycznie powinnam być zachwycona, bo kocham takie nuty. Perfumy przyjemnie się nosi i ja w nich nie czuję ani trochę apteki (z takimi opiniami się w internecie zetknęłam). Ale nie czuję też za dużo dżungli. I mogą sobie mówić o tygrysich lianach i wilczym drewnie, a mnie to nic nie mówi. W zapachu brakuje mi przestrzeni, a od nut zielonych oczekiwałabym jakiejś wilgoci. A tutaj obcujemy ze sztucznym obrazkiem kwaśnego rabarbaru i wanilii, która nie powala.
To taki dyskotekowy zapach, który klimatem pasuje do Gucci Rush. Plastik is fantastic. I może nawet kupię sobie flakon, jak już doleci ta premiera do nas. Nie liczę jednak na to, że całkowicie zakocham się w Aura i nagle stwierdzę, że mam do czynienia z czymś innowacyjnym. Tutaj nie ma żadnych rewelacji, ale całkiem fajny słodko – kwaśny zapach, który idealnie pasuje do obecnie pasujących trendów. Mam jednak wrażenie, że jest masa innych zapachów, którymi wolałabym pachnieć.
Dobra trwałość i projekcja obowiązują – to w końcu Mugler. 🙂 Nie jest to jednak poziom sprzed lat, a Aura sama wydaje się być zapachem o wiele lżejszym od Angela, Aliena i ich klonów. W porównaniu z obecnymi hitami Aura i tak trzyma wysoki poziom w kwestii trwałości. 😉
Przyznam szczerze, że z trudem napisałam tego posta. Jakoś tak przykro pisać o zapachu, na który wszyscy czekaliśmy tak długo z wysokimi oczekiwaniami. Dla mnie to wielki let down, bo miałam nadzieję, że będzie to coś NOWEGO, co po prostu mnie zachwyci, albo chociaż wystraszy. A tutaj po prostu mamy do czynienia z przyzwoitą przeciętnością.
Polecam testy, jak już będziecie mieli możliwość i czekam na Wasze relacje! 🙂 Bardzo jestem ciekawa Waszych opinii!
Tagi: Recenzje, Thierry Mugler