Jak żyję, jak umilam sobie jesień.
Jesień zawsze była moją ulubioną porą roku. Zawsze! Uwielbiałam wszystko, co związane było z przygotowaniami do nowego roku szkolnego. Zakupy „szkolne” były dla mnie prawie jak święto. Do tego dochodziło chowanie spódniczek, sukienek i krótkich spodni do szafy z wielką radością. Nie lubię takich ubrań! Jakoś tak zawsze latem mam wrażenie, że wolę ubrania jesienne. Uważam, że więcej jest klasy w zakrywaniu się niż obnażaniu. #staroświeckailubito
W listopadzie przychodziły urodziny, a niedługo po nich św. Mikołaj, potem Boże Narodzenie… Czego nie kochać w tym okresie? Było po prostu idealnie.
Obecnie zakupy szkolne dalej mnie cieszą. Szczególnie teraz, kiedy jestem pełnoetatowym nauczycielem, te wszystkie dodatki są potrzebne. Nie wychodzę z supermarketu bez post-it notes. Tak już mam, choroba zawodowa. A wczoraj wyszłam ze sklepu z kilkoma zestawami takich samoprzylepnych karteczek.
Nowe botki co roku to dla mnie najważniejszy wrześniowy rytuał. Nowe sweterki – chętnie przyjmę. Niestety, brakuje mi czasu na chodzenie po sklepach. I piszę tego posta, żeby Wam trochę przybliżyć, jak wygląda moja nowa – nauczycielska – rzeczywistość. Pracuję w szkole prywatnej i to wiąże się z tym, że pracuję dłużej, więcej rzeczy muszę sama przygotowywać (moi uczniowie nie mają podręczników). Po pracy zazwyczaj pędzę do przedszkola po moją córkę. Po co tak lecę, skoro ona się tam świetnie bawi? Nie wiem. Chyba dla siebie. Moja córka kocha przedszkole, a ja po raz kolejny szczycę się swoją intuicją, która podpowiedziała mi, które przedszkole wybrać.
Przez długi czas byłyśmy razem w domu, pracując nad różnymi problemami, a w mojej głowie zostało jeszcze takie uczucie, że muszę świrować, pilnować, bo jak nie, to będzie źle. A moja córka w przedszkolu czuje się świetnie. Mój niejadek zaczął jeść, poszedł do grupy starszaków i świetnie sobie radzi. Staram się odebrać ją szybko, by mieć ją dla siebie w ciągu dnia chociaż na 4 godzinki. Bo o 19 z minutami już kończymy dzień i mała idzie spać.
Co robię potem?
Siadam do laptopa. Zazwyczaj dzielę wieczory, na te, kiedy starczy mi sił na bloga, oraz na te, kiedy ograniczam się tylko do rzeczy szkolnych. A to są rzeczy, których nie uniknę, bo codziennie mam dużo pracy. Maile, szykowanie lekcji, sprawdzanie kart pracy i masa innych rzeczy.
Czas dla siebie? Nie bardzo. A może inaczej!
Nie jestem osobą, która potrafi „standardowo” odpoczywać. Oglądając serial muszę prasować, albo szukać ciekawych artykułów, albo przeglądać Fragranticę. Kiedy słucham muzyki, to raczej przy tym sprzątam. Mój relaks, mój czas dla siebie do właśnie blog – czytanie Waszych maili, komentarzy. Pisanie dla Was, wrzucenie zdjęcia na Instagram. Lubię to, to mnie odpręża i daje wiele radości. Byłam trochę przerażona, że kiedy praca mnie pochłonie i będę miała mniej czasu, to wszyscy stąd uciekną. A jest fajnie, statystyki albo idą w górę, albo chociaż stoją w miejscu. Dziękuję Wam za to, dziękuję szczerze. 🙂
Wracając do kochania jesieni. W tym roku jesień była wielkim wyzwaniem. Moja praca z dziećmi i pójście mojej córki do przedszkola wiąże się z tym, że obie ciągle coś łapiemy i przynosimy do domu. Radzimy sobie jak możemy, mąż dzielnie opiekuje się swoją księżniczką (do tej pory w niedoli byłam zawsze ja), a moi rodzice chętnie pomagają. Ale ile przy tym chorowaniu bywa nerwów i niepewności, to sami się domyślacie, albo znacie z autopsji.
I aby ten czas sobie umilić uciekam w swoje rytuały. Idealnie byłoby usiąść w pięknie oświetlonym pokoju z książką i okryć się kocykiem. Nie mogę szaleć z oświetleniem kiedy mała śpi, bo to jakoś (w przedziwny sposób) ją wybudza, choć śpi w innym pokoju. Na książkę nie mogę sobie pozwolić, bo czekają rzeczy z łatką „PRIORYTET”, a zamiast mięciutkiego kocyka mam szlafrok, bo gonię z miejsca na miejsce, przeglądając dokumenty, szukając czegoś.
Rzeczy stałe i niezmienne, na które mogę liczyć to oczywiście zapachy. Nie oszczędzam, tyle powiem. W pokoju muszę mieć kwiaty, dzięki nim po prostu lepiej mi się pracuje. Palę woski zapachowe, pościel psikam perfumami, albo sprayem do pomieszczeń (mój ulubiony to obecnie Jo Malone London English Pear & Freesia), perfumy aplikuję odważniej, staram się dziennie sięgać po dwa zapachy. Do prania wlewam dodatkową połówkę zakrętki z płynem do płukania. A co tam! Jest brzydko i szaro, niech chociaż pachnie jak należy. Odkryłam też mój ulubiony comfort scent, z którym uwielbiam zasypiać, albo po prostu spokojnie egzystować. Napiszę Wam o nim oddzielnie, bo to dość ciekawy przypadek. Spoiler alert – jest w nim wanilia! 😉
Może ktoś pomyśli, że przesadzam, ale na jesień mam tak zawsze. Latem perfumy, które kocham mogą zabić, a te lekkie i rześkie szybko mnie nudzą. Nie mogę poszaleć i czekam na niską temperaturę, by nadrobić zaległości i zaspokoić apetyt. Drugim usprawiedliwieniem będzie to, że pomimo podjęcia bardzo wymagającej i angażującej pracy na pełen etat chcę zachować swoją tożsamość. A perfumy to przecież ja! 🙂 Wiele osób mówi o sobie przez pryzmat swojej pracy, a ja tego nie cierpię. Owszem, bycie nauczycielem to coś pięknego i kocham swoją pracę. Ale nigdy nie powiem „jestem Kasia i jestem nauczycielką”. Co to, to nie. Ja jestem Kasia i tyle.
Otaczam się zapachami, tworzę sobie pancerz. Muszę być twarda by poradzić sobie z ogromem zadań jaki sobie sama narzuciłam. 🙂
Raz jeszcze dziękuję, że tutaj jesteś – Drogi Czytelniku – i czytasz. 🙂
A jak Wam mija jesień? Macie jakieś sposoby na umilenie sobie tej pory roku?
PS: Szukam ciekawych świec zapachowych. Jakie marki/zapachy polecacie? Piszcie, jeśli możecie coś dobrego polecić 🙂
Tagi: Lifestyle, Przemyślenia