Ligne St. Barth – Vanille West Indies
Tłusta, oleista, zawiesista, lepka, słodka do bólu, pokryta cukrem pudrem. Moja kochana wanilia w perfumach, królowa wszystkich wanilii.
Vanille West Indies.
Perfumy te to dla mnie istna bajka. Utrzymują się na skórze przez około 14 godzin i przez co najmniej 10 są dla mnie mocno wyczuwalne. Jedne z tych perfum, które nie opuszczają ani na chwilę, a mój nos nie jest w stanie się do nich przyzwyczaić. Uczta dla konesera.
Do czynienia mamy z zapachem w koncentracji „parfum” i jest to odczuwalne podczas noszenia zapachu. Zaraz po aplikacji czuć na skórze tłustą warstwę,która wchłania się stopniowo i w niczym nie przeszkadza, nie brudzi ubrań. Zapach wgryza się w skórę, a z ubrań nie chce zejść nawet po długim czasie. Moja kurtka przy kołnierzu pachnie mocno 12 dni po kontakcie z tymi perfumami. Jeśli lubicie trwałe bestie, to tutaj macie najbardziej smakowity kąsek ze wszystkich. Miłość do gourmand wymagana.
Wanilia tutejsza jest tłusta, mokra i namacalna, oblana najwyższej jakości karmelem. Jakby „na wierzchu” kompozycji leży cukier puder – dla mnie to taka pudrowa, ale cukrowa nuta. Po około trzech godzinach ona znika, a ma w sobie coś z pudrowych i słodkich orchidei z różnych popularnych kompozycji. Ale to, co West Indies ma w środku, to niepowtarzalne połączenie wanilii i karmelu.
Kompozycja jest raczej ciężka, ale jasna i (w moim przypadku) podnosząca na duchu. Ma w sobie coś niezwykłego, potrafi dosłownie przytulić, pocieszyć. Dla mnie to pewniak, bo pachnie perfekcyjnie – to ta wanilia, której szukałam – a na dodatek nie zmienia się znacznie na skórze. Jeśli potrzebuję zapachu, który jest bezpieczny i wiem, że na skórze nie wywinie mi numeru (jak np. Sadanne, która czasami pachnie na mnie jak spleśniała truskawkowa pulpa). Vanille West Indies mocno i pewnie otula mnie zapachem cukierni, przenosi w inny świat. Brzmi cholernie banalnie, ale tak właśnie jest.
Koniecznie poznajcie ten zapach, szczególnie jeśli z wanilią macie dobre relacje 🙂
A jakie są Wasze ulubione perfumy waniliowe?
Tagi: Ligne St Barth, Nisza, Recenzje