Gucci – Bloom
Miłośnicy perfum kwiatowych często z nostalgią wspominają lata 80te, bo wtedy ta rodzina zapachów przeżywała wielki rozkwit. Często od nich słyszę: te późniejsze kwiaty to już nie to samo. A może te są właśnie lepsze? Nie ma tutaj odpowiedzi poprawnej.Co kto lubi!
Dla mnie Giorgio Beverly Hills (recenzja tutaj) to zapach boski, idealnie słodki i upojny. Pachnie może przeszłością, ale mnie to pasuje. Nie wszystko musi być na jutro, a na już pewno nie perfumy. I choć wyobrażam sobie, dlaczego zabraniano wstępu do restauracji kobietom wypsikanym Giorgio i wyobrażam sobie, dlaczego może powodować ból głowy, to nie sprawia, że cenię je mniej. Lubię też obecne perfumy kwiatowe, ale bez większego szału, bez listów miłosnych. Brakuje mi w nich czegoś. Kiedy tylko usłyszałam, że Bloom pachnie jak „stara szkoła perfumiarstwa”, to od razu poleciałam do perfumerii. Nie tęsknię za starą szkołą, ale lubię z nią obcować od czasu do czasu.
No i rzeczywiście w Gucci Bloom namieszano. Początkowo jest to ciężkostrawna kompozycja, która zadowoli fanów białego kwiecia. Mamy tutaj średnio zimną tuberozę w pieprznym entourage. Pachnie kobietą. Kobietą dojrzałą, z wielkiej litery pisaną. Mnie się ten zapach podoba. Sądzę, że zgrabne połączenie korzenia irysa z tuberozą wciąga. Gdyby tak miało zostać do końca projekcji zapachu, to można by się zanudzić jak przy oglądaniu polskiej edycji Saturday Night Live. Jednak w kadr wchodzi słodycz, przedostaje się światło i ciepłe promyki słońca. Lekki bukiet rzucony przez Pannę Młodą, koniecznie żującą gumę balonową!
Gucci Bloom po godzinie to już taka bardziej nowoczesna kobieta w białych kwiatach. Może i w futerku, ale już bez lakierkowych kozaczków. Wiciokrzew przeplatany wanilią wygląda zza jaśminu i uśmiecha się. I nie jest tak poważnie, nie tak zobowiązująco. W bazie Bloom pachnie raczej generycznie – trochę drzewnie, trochę tego pieprzu z głowy odbija się echem. Jest przyjemnie i ciekawie. Młoda ściąga niewygodne szpilki i w atłasowym szlafroczku wypoczywa po najlepszej imprezie swojego życia.
Nie dziwię się, że Bloom wzbudził tyle zachwytów i rozgoryczeń. Jak dla mnie jest to zapach oryginalny jak na obecne trendy, ale nie jest niczym odkrywczym. Naturalnie podpadł wielu osobom. 😉 Z przyjemnością nosiłam te perfumy przez kilka dni, ale na flakon się nie skuszę. Trwałość zapachu to około 6 godzin. Testy polecam!