Blog o perfumach. W oparach popkultury.

Gorący trend w perfumach: aldehydy powracają!

gorący_trend_w_perfumach_aldehydy_wracają_edpholiczka

Zauważyłam kilka miesięcy temu, że aldehydy zaczęły pojawiać się częściej w zapowiedziach nowych perfum. Wydawało mi się to przypadkiem, a czasami nie dowierzałam własnym oczom. Z czasem jednak nie mogłam tego zignorować i zrozumiałam, że to wcale mi się nie wydaje. W tamtym roku spekulowałam, że rok 2024 będzie wielkim powrotem aldehydów i nie myliłam się.

Aldehydy to związki chemiczne, które wykorzystywane są w przemyśle kosmetycznym od dawna. Powstają najczęściej w procesie utleniania alkoholi i pozyskuje się je w warunkach laboratoryjnych. Brzmi dość chłodno i może bezdusznie, ale aldehydy pięknie zdobią kompozycje kwiatowe i drzewne, bardzo często nawet nie jesteśmy świadomi w jak wielu perfumach one się znajdują.

Narodziny legendy

W perfumach tak samo jak w modzie – trendy wygasają i powracają, czasami lekko zmodyfikowane. Aldehydy wyczekały swój moment i powracają w nieco bardziej nowoczesnym obliczu. Ale od początku… Wszystko zaczęło się, kiedy Coco Chanel zapragnęła perfum, w których aldehydów będzie… za dużo. Ernest Beaux stworzył dla niej perfumy o numerze 5, które w 1921 roku świat poznał jako Chanel No. 5 (Eau de Toilette, bo wersja Eau de Parfum pojawiła się dopiero w 1986 roku). Perfumy Chanel wcale nie były pierwszymi, w których użyto aldehydów, ale na pewno były tymi, które rozpoczęły aldehydowy szał.

Moda na krystalicznie czysty, jasny zapach kojarzący się z praniem rozprzestrzeniła się bardzo szybko. Wtedy właśnie zaczęto nadawać podobną woń kosmetykom, środkom czystości. Ludzie nie mogli uwolnić się od marzeń o Chanel No. 5, a że nie każdy miał dostęp do tych perfum, to i namiastka perfum w mydle była satysfakcjonująca. To właśnie dlatego Chanel No 5 kojarzy się z mydłem i chemią gospodarczą. Należy pamiętać, że nie same aldehydy przeświadczyły o sukcesie No. 5. Były idealnie połączone z cywetem, piżmem, irysem i ylang-ylang.

Tam było zwierzę

Pierwotnie kultowa Piątka perfumy miała w sobie zwierzęcy element, była pełna kwiatowej głębi. Obecne wersje Chanel No. 5 nie mają już w sobie tych elementów przez zmiany w dostępności składników i przepisach. Zapachy pochodzenia zwierzęcego były ograniczane i w końcu zastąpione przez inne składniki. Obecnie Chanel No. 5 to przede wszystkim aldehydy i kwiaty na drzewnej bazie.

Chanel proponuje nam No. 5 w wielu odsłonach – Eau de Parfum, Eau de Toilette, Parfum, L’Eau, Eau Premiere. Najlepiej i najbardziej współcześnie prezentuje się ten ostatni wariant. W nim wszystkie krawędzie zostały wygładzone, wprowadzony jest słodszy, bardziej nowoczesny ylang, a w bazie pachnie kremowy, mleczny wręcz sandałowiec. Jeśli ktoś obawia się aldehydów, ale chciałby spróbować czaru słynnego No. 5, to właśnie ten zapach warto poznać w pierwszej kolejności.

Nowe twarze

Chociaż po Chanel No. 5 pachnideł aldehydowych było wiele, to z czasem stopniowo nastąpił przesyt i ich miejsce zajęły inne zapachy. Pojawiały się często w kompozycjach, ale często nie były wymieniane w spisach nut, aby nie wystraszyć klienta zapachem, który kojarzy się ze starą epoką. W niszy bywały bardziej zauważalne (np. bestsellerowy zapach Blanche od Byredo albo Imitation Woman od Amouage), ale w dalszym ciągu stanowiły jakieś egzotyczne wyjątki.

Perfumy z nutą aldehydów: (od lewej) Imitation, Amouage; Metallique, Tom Ford; Blanche, Byredo; 724, Maison Francis Kurkdjian, Libre L’Absolu Platine, Yves Saint Laurent; Lazy Sunday Morning, Maison Martin Margiela

W przeciągu ostatnich tygodni i miesięcy pojawiło się kilka świetnych kompozycji, w których aldehydy pełnią kluczową rolę. Pozwolę sobie je przybliżyć.

Jednym z moich odkryć jest W.T. Sweet Disruption marki D’Orsay, o którym już wspominałam tutaj. W aldehydach kryje się tam woń kadzidła i mięty – rozkosznie uspokajająca i autentyczna. To jeden z zielonych zapachów, który potrafi ochłodzić i uziemić. Kilka psiknięć tego pachnidła sprawia, że czuję się jakbym miała liście mięty przytulone do policzka. W możliwie najlepszy sposób.

Nie sposób nie zakochać się w przepięknej propozycji marki Frederic Malle – Acne Studios, która powstała we współpracy z domem mody ze Sztokholmu. Acne Studios pachnie jak białe, lniane koszule, które schną w czerwcowym słońcu, koniecznie targane przez wiatr. Kluczem do mojego serca jest w tej kompozycji sprytne wykorzystanie woni brzoskwini, której jest dosłownie kropelka. Stapia się ona z zapachem świeżego, jeszcze suszącego się prania i wywołuje uśmiech na twarzy.

Comète od Chanel (recenzja tutaj) w mojej kolekcji ma już swoją pewną pozycję, mimo że jest w niej od miesiąca. Aldehydy są tutaj nieco zachowawcze i zdecydowanie Olivier Polge ich nie przedawkował. Cudownie pudrowy zapach heliotropu łączy się z zalotnymi płatkami kwiatu wiśni. Efekt jest fenomenalny, dając skojarzenie z zapachem chipsów bananowych. Nawet jeśli to Was nie zachęca, to i tak spróbujcie.

New Look (recenzja tutaj) według Francisa Kurkdjiana to najnowszy zapach w linii Privee marki Dior. Absolutnie przepadłam za tym budującym relaksujący dystans pachnidłem. Jest w nim jakaś spokojna moc, która przytula i otacza komfortowym chłodem. Aldehydy przeplatają się z zimnym, posągowym kadzidłem, w tle czuję aromat zasuszonych ziół. Jeśli elegancja ma zapach, to jest to New Look.

Najlepsze jeszcze przed nami. Miałam okazję dobrze poznać najnowszy zapach Guerlain – Patchouli Paris, który swoją premierę będzie miał już niebawem. Tutaj paczula odziana została przez Delphine Jelk w aldehydy. Zrzuca z siebie warstwy kakao, ale takiego bardzo czystego, sypkiego. Co ciekawe, jest w nich coś różowego – jakby paczula była natarta różowym pieprzem. Tytułowa paczula jest tutaj chłodna (pewnie za sprawą krystalicznie czystych aldehydów), może minimalnie kojarzyć się z Patchouli Imperial, ale ten słodki, niemal gourmandowy charakter zabiera nas w zupełnie inne miejsce. Te perfumy mają w sobie paryski szyk i niezaprzeczalnie płynie w nich DNA Guerlain. Jest na co czekać.

Patchouli Paris, Guerlain, zdjęcie reklamowe, należy do Guerlain

Czy lubicie aldehydy w perfumach?

Perfumy Acne Studios par Frederic Malle otrzymałam w prezencie od marki bez zobowiązań reklamowych, pozostałe to zakup własny.

Tagi: ,

Podobne wpisy