Penhaligon’s – AlUla | recenzja perfum
Penhaligon’s AlUla to perfumy śliwkowe, ale od razu uprzedzam, że ta śliwka nie jest jak wszystkie inne. Natarta przyprawami, rozgrzewająca, sucha, a nawet gorzka. AlUla to w moim odczuciu oaza śliwkami stojąca. Ten zapach został stworzony na upalne dni, kiedy pragniemy na skórę zaaplikować coś intrygującego, pikantnego.
Początkowo AlUla przenosi nas w upalny dzień do Arabii Saudyjskiej. Bogactwo przypraw jest tutaj obezwładniające. Świeżo starty korzeń kurkumy uwalnia ostry aromat, ale to dalej mało. Z olfaktorycznej mgły wyłania się czarny pieprz – bezkompromisowo pobudza zmysły i wyobraźnię. Mam wrażenie, że agituje bym włożyła od razu całą głowę do misy z przyprawami. Ulegam.
Suchość i chłód – takie są moje pierwsze skojarzenia. Zimny kardamon, raczej obojętny i niezabiegający o niczyje względy dołącza do mirażu przypraw. Z czasem pojawia się chłodne olibanum. Wtedy już AlUla pokazuje mi swoje prawdziwe oblicze, które pokocham najbardziej. Kadzidło pięknie ozdabia śliwkę.
Pierwszoplanowa gwiazda nie ma w sobie nic z mięsistych, słodkich i przeciętnych śliwek. Nie wyskoczyła również z ciasta kruchego. Ona naciera się tymi przyprawami, strategicznie przebywa w cieniu. Momentami wygląda na tytoń – raczej suchy i słodkawy, ale nie zbliża się do niego zbyt blisko. On uporczywie walczy o atencję tego marnego świata.
Jest kapryśna i wycofana. Nie przychodzi po to, aby się nam podobać, a jednak nie sposób się od niej oderwać. Z tą kapryśnością nie przesadzam. W sierpniu nosiłam te perfumy NAMIĘTNIE. Zauważyłam szybko, że AlUla docenia najbardziej te najwyższe temperatury – wtedy błyszczy jak gwiazda na niebie. Gdy pojawia się chłód moja skóra jakby zjada ten zapach. Wtedy wyczuwam go, ale nie w pełnym jego potencjale. Wiecie o co mi chodzi?
[Zapach dostałam w prezencie od Galilu. Prezent PR/materiały reklamowe.]
Tagi: Nisza, Penhaligon's, Recenzje